całkiem niedawno naszła mnie chęć...nie! wróć!
znajoma twarzoczaszką czy jak tam, była uprzejma pochwalić się susi ;) takim prawdziwnym made in poland. wszystkie składniki były tak sztuka nakazuje.
ja oczywiście, chyba jak kazdy, popełniłam rolki. kiedyś. wg wszelkiej sztuki.
napatrzywszy się na deski pełne smakowitości, nawet nie myslałam żeby się porywać na coś podobnego. przelicznik w głowie mam zainstalowany na twardo, w przeciwieństwie do innych, więc rolki musiały być siłą rzeczy inne. a póki co, postanowiłam poeksperymentować z czym innym. naleśniki. ale nie takie zwykłe, co to to nie, ale takie jak czynią na ulicach wschodu, takie patykiem smarowane. no i huk, zupa i krewetek kupa ( parafrazując klasyka ) czyli kicha na całego. nie wiem czy rzecz w nieodpowiedniej patelni, ale znając powiedzenie o baletnicy, stawiam na mój błąd. w każdym razie piękne naleśniory w stylu japońskim są niedościgłym smakiem.
rolki owszem, zrobiłam, ze śledziem, z warzywami gotowanymi na parze, nawet w ramach ewolucji smakowej z jajem na twardo, marchewką i ogórkiem kiszonym. do tego obowiązkowo sos sojowy z cytryną. i wasabi. Przelotny ptak zachomikał noskiem i uznał, że całkiem, całkiem.i w zasadzie prawie jak kaszi.
efektem ubocznym sioja sosu był mega absmak w ustach jodu. ale jaki! i tylko ja go czułam. to jedyny feler.
drugim "daniem" był/było cóś co zasmakowało Młądej. wykonanie: 2 jaja w sagan. do tego garść kapusty pekińskiej poszatkowanej na piórka, trochę piórek z cebuli. wymiąchane i w to wrzucone kilka łyżek ugotowanego ryżu. składniki należy pracowicie miąchać. broń zbuk nie odchodzić od sagana, bo będzie przypalonka. doprawia się dowolnie.
kolejne danie jest w podobnej wersji tylko z pokruszonym, ugotowanym jajcem na twardo. wersja dla niecierpliwych. i dająca nieskończone możliwości wariacji na temat. ja do tego dałam sioja sos, cytrynę i zielsko.
nie ma co udawać, jaka kasa, taka kuchnia. więc koleżanką blogerką podejrzawszy, popełniłam rybę po grecku.
w planach kulki ryżowe z nadzieniem. dziś akurat będzie cebulka duszona.
serek typu włoskiego zanabyty w słusznej cenie, bo dzień po terminie przydatności, czeka na zamarynowanie, doprawienie. będzie robił za tfu.
a paza tym nic na działkach się nie dzieje prócz choojowej atmosfery w domu. bo ja nie pracuję i zło cale tego świata to ja. no i chooj! od tego lepiej nie jest. wręcz krętkowo.
i to wkręcę temat oboczny od rolowania. czyli jak zgrabnie wyrolować się samemu.
oczywizda rzecz dotyczy maci. nic to, że siąt na karku. pewien sposób na życie jest niezmienny. wyszła za małż choć nie chciała.rozumiecie?! wyszła za małż bo myślała, że jej pomoże w nauce. ogarniacie to?! urodziła ups...urodził mnie lekarz bo ona nie chciała. wogle. mnie, dziecka. do dziś o ludziach mówi ten, ta, to to. no i to - czyli ja - jak już bełam to miałam spełnić wszystkie aspiracje, wymagania i te rzeczy. ogarniacie? spełniać w przerwach w jej życiu, bo jakoś specjalnie nie znajdowała na mnie czasu. chooj!
nie! nie chooj! bo to zryło mi psychikę totalnie. sieroctwem przywiązałam się i jakby syndromem sztokholmskim i robiłam ile potrafiłam. latami. i zawsze było źle. cokolwiek bym nie zrobiła. od lat jadę na zawodzie. poczuciu, że zawiodłam starszą, rodzinę, progeniturę.
wracając do starszej. wicie -rozumicie. mieszkanie jej. na 30 lat ostatnie, RAZ!!!!!!~, odkurzyła mieszkanie. gdzie tam trzydzieści! więcej! 40 lat temu pomalowała mieszkanie i uznała, że kufa raz wystarczy. to co wyczynia ostatnio przechodzi w gratisie wiele pojęć. nie mieści się z żadnych ramkach. ale chooj. uwierzcie mi. mam to w takim oddaleniu, że najbliższa galaktyka jest całkiem blisko.
ciotka mołwi, to starość i te rzeczy. ja mówię, to kurwa pojebany charakter i tyle. zawsze była ogarnięta inaczej. zazdrosna, mściwa, pamiętliwa, wyklinająca i zatruwająca życie innym. ale dosyć tego! kurwa dosyć.
wiecie co ma w planach? oddać hipoteczne mieszkanie - o co walczyłam 3 lata - za free spółdzielni. w celu? dokopania mi. kochana mamunia! prawda???
znajoma twarzoczaszką czy jak tam, była uprzejma pochwalić się susi ;) takim prawdziwnym made in poland. wszystkie składniki były tak sztuka nakazuje.
ja oczywiście, chyba jak kazdy, popełniłam rolki. kiedyś. wg wszelkiej sztuki.
napatrzywszy się na deski pełne smakowitości, nawet nie myslałam żeby się porywać na coś podobnego. przelicznik w głowie mam zainstalowany na twardo, w przeciwieństwie do innych, więc rolki musiały być siłą rzeczy inne. a póki co, postanowiłam poeksperymentować z czym innym. naleśniki. ale nie takie zwykłe, co to to nie, ale takie jak czynią na ulicach wschodu, takie patykiem smarowane. no i huk, zupa i krewetek kupa ( parafrazując klasyka ) czyli kicha na całego. nie wiem czy rzecz w nieodpowiedniej patelni, ale znając powiedzenie o baletnicy, stawiam na mój błąd. w każdym razie piękne naleśniory w stylu japońskim są niedościgłym smakiem.
rolki owszem, zrobiłam, ze śledziem, z warzywami gotowanymi na parze, nawet w ramach ewolucji smakowej z jajem na twardo, marchewką i ogórkiem kiszonym. do tego obowiązkowo sos sojowy z cytryną. i wasabi. Przelotny ptak zachomikał noskiem i uznał, że całkiem, całkiem.i w zasadzie prawie jak kaszi.
efektem ubocznym sioja sosu był mega absmak w ustach jodu. ale jaki! i tylko ja go czułam. to jedyny feler.
drugim "daniem" był/było cóś co zasmakowało Młądej. wykonanie: 2 jaja w sagan. do tego garść kapusty pekińskiej poszatkowanej na piórka, trochę piórek z cebuli. wymiąchane i w to wrzucone kilka łyżek ugotowanego ryżu. składniki należy pracowicie miąchać. broń zbuk nie odchodzić od sagana, bo będzie przypalonka. doprawia się dowolnie.
kolejne danie jest w podobnej wersji tylko z pokruszonym, ugotowanym jajcem na twardo. wersja dla niecierpliwych. i dająca nieskończone możliwości wariacji na temat. ja do tego dałam sioja sos, cytrynę i zielsko.
nie ma co udawać, jaka kasa, taka kuchnia. więc koleżanką blogerką podejrzawszy, popełniłam rybę po grecku.
w planach kulki ryżowe z nadzieniem. dziś akurat będzie cebulka duszona.
serek typu włoskiego zanabyty w słusznej cenie, bo dzień po terminie przydatności, czeka na zamarynowanie, doprawienie. będzie robił za tfu.
a paza tym nic na działkach się nie dzieje prócz choojowej atmosfery w domu. bo ja nie pracuję i zło cale tego świata to ja. no i chooj! od tego lepiej nie jest. wręcz krętkowo.
i to wkręcę temat oboczny od rolowania. czyli jak zgrabnie wyrolować się samemu.
oczywizda rzecz dotyczy maci. nic to, że siąt na karku. pewien sposób na życie jest niezmienny. wyszła za małż choć nie chciała.rozumiecie?! wyszła za małż bo myślała, że jej pomoże w nauce. ogarniacie to?! urodziła ups...urodził mnie lekarz bo ona nie chciała. wogle. mnie, dziecka. do dziś o ludziach mówi ten, ta, to to. no i to - czyli ja - jak już bełam to miałam spełnić wszystkie aspiracje, wymagania i te rzeczy. ogarniacie? spełniać w przerwach w jej życiu, bo jakoś specjalnie nie znajdowała na mnie czasu. chooj!
nie! nie chooj! bo to zryło mi psychikę totalnie. sieroctwem przywiązałam się i jakby syndromem sztokholmskim i robiłam ile potrafiłam. latami. i zawsze było źle. cokolwiek bym nie zrobiła. od lat jadę na zawodzie. poczuciu, że zawiodłam starszą, rodzinę, progeniturę.
wracając do starszej. wicie -rozumicie. mieszkanie jej. na 30 lat ostatnie, RAZ!!!!!!~, odkurzyła mieszkanie. gdzie tam trzydzieści! więcej! 40 lat temu pomalowała mieszkanie i uznała, że kufa raz wystarczy. to co wyczynia ostatnio przechodzi w gratisie wiele pojęć. nie mieści się z żadnych ramkach. ale chooj. uwierzcie mi. mam to w takim oddaleniu, że najbliższa galaktyka jest całkiem blisko.
ciotka mołwi, to starość i te rzeczy. ja mówię, to kurwa pojebany charakter i tyle. zawsze była ogarnięta inaczej. zazdrosna, mściwa, pamiętliwa, wyklinająca i zatruwająca życie innym. ale dosyć tego! kurwa dosyć.
wiecie co ma w planach? oddać hipoteczne mieszkanie - o co walczyłam 3 lata - za free spółdzielni. w celu? dokopania mi. kochana mamunia! prawda???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz