W ubiegłym tygodniu była akcja Babelot.
Kontrolna wizyta u pierwszego po EKG skończyła się karetką i jednodniowym wypadem na izbę przyjęć czyli tutejszy SOR.
Ten SOR to ja lubię. Nigdy nie czekasz. Zawsze wolne wyrka. Lekarze też wydają się kompetentni wbrew obiegowej opinii, że ten szpital to umieralnia.
Matka przeżyła swoje, ja swoje. Po Młodej spłynęło, ale ten typ tak ma. Kawałek Aspergera nieraz ułatwia życie.
Potem przyszła sobota i przyjechali córko z wnukom zwanym pieszczotliwie Zdzichu ew Dziadu - to ja.
Ostatnio większość to u mnie dziady i broń buk w natywnym brzmieniu. To coś jak człowieku.
Zrobiliśmy ekskursje że starszą do pana od mleka - tak! mamy pana od prawdziwego mleka i prawdziwych serów twarogowych. Mleko nawet czasem kupuję jeszcze ciepłe.
Więc pojechaliśmy spodziewając się klasyki - błotko, gnojówka, kury rozdrapujace wszystko i wsiowy zapaszek - a tu lipa. 2 krowy za stodoła pasą się wśród retro sprzętu rolniczego z epoki Gierka, jeden kot przemknął przez podwórze przy zapyziałych kocich miseczkach, a reszta żywimy schowana.
Dziwnie mocno, totalnie nie wsiowy klimat. Raczej jak przedmieścia. Matka w zaskoczeniu bo nie tego się spodziewała.
Potem pojechałyśmy nad Świder. Woda całkiem, całkiem. Temperatura do kąpieli. Dziadu trenował rzuty piaskiem. I moczył zadek.
. MAĆ wykonała zanużeńca w pełnym rynsztunku bohatersko chcąc rzucić uwity przeze mnie wianuszek w główny nurt.
Jak kto czytał "Autobiografię" Chmielewskiej to zna wyczyny jej mamy, osoby w podeszłym wieku i jakby schorowanej. Podobnie jest z moją mamą. A potem ból i problemy. Ech...
Na działce Zdzichu penetrował babciny ogródek. Wciągał maliny -4 odmiany, jedna pociotkowa strasznie lipna, jedna czarna, jedna późna, choć owocuje jak szalona i jedna odmiana gigantyczna. 4-5 maliny i pełna garść owoców i te preferuje Dziadu. Reszty nawet nie zaszczycił spojrzeniem. z upodobaniem rwał ogórki, pomidory, borówki ale na tym kończył.
Finał wszystkości jest taki, że do dziś dojść do siebie nie mogę. Przejadę się po coś a reszta dnia to spanie, jedzenie. I tyle. A ponieważ matkę trzeba karmić, przynajmniej raz dziennie musi mieć coś gotowanego,( resztę załatwia sama,) to barek babciny ma zarobek a ja przejażdżkę. A potem ból, składanie gnatów do kupy i pogo.
Trochę tradycyjnie latam po lekarzach. Dziś znów na tomografię. Może w końcu coś wyjdzie. Potem EEG. I z wynikami do lekarza. Doktor podejrzewa mioklonię. Rehabilitacja przesunięte w nieznana przyszłość bo oczko się zepsuło po noszeniu pelletu, wiem! Nie powinnam. Kręgosłup i te rzeczy ale stało się. Generalnie co chwila słyszę - że to zmiany związane z wiekiem.
Więc z geriatrycznym okrzykiem- Ała! Żegnam się z wami.
No na brak zajęcia, to Ty nie możesz narzekać. EEG jest badaniem bardzo wiarygodnym o czym wiem z własnego podwórka Życzę Wam wszystkim lepszego samopoczucia :)
OdpowiedzUsuńNie mam zajęć gdy już padam na pysk. Wtedy siła rzeczy odpuszczam.
Usuń