piątek, 29 lipca 2022

Medyczne Wacki

 Wiecie nie od dziś, że moim sportem ostatnich lat jest medycyna. Uprawiam ją z różnym natężeniem , z zerowymi efektami.

 Popadłszy w paranoję nr 100096 po wyczerpaniu wszystkich możliwosci nie medycznych, postanowilam skonsultować się z lekarzem NPL-u z zaskakującym efektem. Zaskakującym nie tylko mnie. Nocnego w ponad 40-to tysięcznym miasteczku niet. Jedź na Berdyczów. A być powinien, bo kto nas będzie trenował w umartwieniach.

Odebrać chciałam zalegle fotki, płuc mych korali. Niet. Jeno opis. Nawet gdy mieszkiem chciałam potrząsnąć.

Niezrażona i jeszcze nie umartwiona do końca udałam się po wyniki tomografii. Mało trenuję, więc nie pomyślałam że przecież mamy okres wakacyjny i doktory odpoczywają.

Na pokuciu pojechalam po EEG. Bo trening umówiła doktorka na dziś. I zapomniała. I wyjechala a wyniki posłała do innego umartwiacza. 

O fociach moich kosci już nie wspominam, bo to totalny faul. Ino z mojej strony.

Najśmieszniejsze jest to, że moje wlasne dane dotyczące mojego zdrowia są mi niedostępne. I choć rozumiem, że trening musi być i pokuta za życie, to jednak czuję pewną niegodziwosć. Rzeklabym niedosyt treningu i dla tego postanowilam podzielić się z moim umartwieniem RPP i miłościwie panującym Najwyższym ze Sprawiedliwych. 

Mnie jest bardzo wesoło i radośnie, czuję się taka niedotrenowana, że z przyjemnoscią poczekam na efekty  treningu moich trenerów. 

czwartek, 21 lipca 2022

Ten pierwszy raz

 

 Taki widok dziś po oczu otwarciu. 

Pierwszy raz, z pewną nieśmiałością, spałam na podwórku. 

W sumie spełnienie kolejnego marzenia ale i małe rozczarowanie w kwestii ciszy. No ale dramatu nie było. Bez porównania ciszej niż w Warszawie.

Za to jeden plus niezaprzeczalny- chłodek i drugi- świeże powietrze. Cała noc.


wtorek, 19 lipca 2022

Straszna lipa

 W ubiegłym tygodniu była akcja Babelot.

Kontrolna wizyta u pierwszego po EKG skończyła się karetką i jednodniowym wypadem na izbę przyjęć czyli tutejszy SOR. 

Ten SOR to ja lubię. Nigdy nie czekasz. Zawsze wolne wyrka. Lekarze też wydają się kompetentni wbrew obiegowej opinii, że ten szpital to umieralnia.

Matka przeżyła swoje, ja swoje. Po Młodej spłynęło, ale ten typ tak ma. Kawałek Aspergera nieraz ułatwia życie.

Potem przyszła sobota i przyjechali córko z wnukom zwanym pieszczotliwie Zdzichu ew Dziadu - to ja.

Ostatnio większość to u mnie dziady i broń buk w natywnym brzmieniu. To coś jak człowieku. 

Zrobiliśmy ekskursje że starszą do pana od mleka - tak! mamy pana od prawdziwego mleka i prawdziwych serów twarogowych. Mleko nawet czasem kupuję jeszcze ciepłe. 

Więc pojechaliśmy spodziewając się klasyki - błotko, gnojówka, kury rozdrapujace wszystko i wsiowy zapaszek - a tu lipa. 2 krowy za stodoła pasą się wśród retro sprzętu rolniczego z epoki Gierka, jeden kot przemknął przez podwórze przy zapyziałych kocich miseczkach, a reszta żywimy schowana. 

Dziwnie mocno, totalnie nie wsiowy klimat. Raczej jak przedmieścia. Matka w zaskoczeniu bo nie tego się spodziewała.

Potem pojechałyśmy nad Świder. Woda całkiem, całkiem. Temperatura do kąpieli. Dziadu trenował rzuty piaskiem. I moczył zadek.

. MAĆ wykonała zanużeńca w pełnym rynsztunku bohatersko chcąc rzucić uwity przeze mnie wianuszek w główny nurt.

Jak kto czytał "Autobiografię" Chmielewskiej to zna wyczyny jej mamy, osoby w podeszłym wieku i jakby schorowanej. Podobnie jest z moją mamą. A potem ból i problemy. Ech...

Na działce Zdzichu penetrował babciny ogródek. Wciągał maliny -4 odmiany, jedna pociotkowa strasznie lipna, jedna czarna, jedna późna, choć owocuje jak szalona i jedna odmiana gigantyczna. 4-5 maliny i pełna garść owoców i te preferuje Dziadu. Reszty nawet nie zaszczycił spojrzeniem. z upodobaniem rwał ogórki, pomidory, borówki ale na tym kończył. 

Finał wszystkości jest taki, że do dziś dojść do siebie nie mogę. Przejadę się po coś a reszta dnia to spanie, jedzenie. I tyle. A ponieważ matkę trzeba karmić, przynajmniej raz dziennie musi mieć coś gotowanego,( resztę załatwia sama,) to barek babciny ma zarobek a ja przejażdżkę. A potem ból, składanie gnatów do kupy i pogo. 

Trochę tradycyjnie latam po lekarzach. Dziś znów na tomografię. Może w końcu coś wyjdzie. Potem EEG. I z wynikami do lekarza. Doktor podejrzewa mioklonię. Rehabilitacja przesunięte w nieznana przyszłość bo oczko się zepsuło po noszeniu pelletu, wiem! Nie powinnam. Kręgosłup i te rzeczy ale stało się. Generalnie co chwila słyszę - że to zmiany związane z wiekiem.

Więc z geriatrycznym okrzykiem- Ała! Żegnam się z wami.


piątek, 15 lipca 2022

W końcu się udało


Jj




 Od góry patrząc

1. Tu gdzie teraz wszystko zielone, wiosną był żywy piasek po instalacji kanalizacji.
A jednak się udało. Kaczy kompost, torf w różnych odmianach, ziemia i jest efekt. 
Może nie wybitny ale mnie zadowala.
2. Permakulturowa grzadka z kapustą. Pyrki, samosiejki pomidorów w gratisie. 
3. W końcu dobre miejsce na maliny. Co drugi dzień pełna miseczka owocków, choć mogłoby być lepiej bo nieco podeschły i niepodwiązane właściwie. 
Uczę się cały czas.
4.marzenia się spełniają 😁 werandka łącząca oba domy, broń buk polączona konstrukcyjnie, nieodzowna w czasie pluchy i upałów. 
5. Zadaszenie nad schodami. Bardzo potrzebne bo woda strumieniami lala się po onych, ściana zewnętrzna schodów puchła. Wieczna wilgoć i wylęgarnia komarów. Teraz sucho i zimą nie będę się bała schodzić. Oczywiscie zejscie oswietlone. 
6. Mała drewutnia i skladzik vel werandka. 

No cóż, długo nie pisalam bo zmierziło mnie pisanie bez zdjęć.
Trochę się pozmieniało.
W najbardziej newralgicznych miejscach doszły rynny. 
O tym co bym chciala jeszcze, pisać nie będę. Bo chcieć mozna dużo a z realizacją gorzej. Gdyby finanse = pstryk paluszkami i gotowe, minus ubytki na koncie, to byłoby pięknie. 
Niestety tak to nie dziala. Zalezna jestem a raczej moja mama od wykonawców a z nimi jest różnie. 
Więc jest jak jest. 

Z nami też różnie. Młąda chadza do ŚDS-u. W końcu po latach przebojów i ogromnego wysiłku doszłysmy do w sumie celu. Jest terapia, wsparcie psychologiczne. Jest pomoc gops- u, ubezpieczenie. Więc w razie "w" nie zostanie sama i bez wsparcia. I dach nad głową na razie w teorii niezalezny, ale mam nadzieję, że w miarę szybko zamieszka sama. A taki przecież był cel.   I nie ma tak że jest idealnie  Broń buk. Za latwo by było.
Z Babelotem od rana w przychodni, potem karetka do szpitala, nerwy itd. leki pozawalowe to za mało. Doszedł awaryjnie jeszcze jeden. 8-my.
To co się dzieje na działce pobudza ją, ma z kim pogadać.
Ja jak to ja staram się wszystko ogarnąć ale się nie da, więc najpierw napoleońskie plany a potem radosć, że część zrealizowana. 
Od czasu do czasu jakis lekarz bo w końcu pudełko się starzeje i zmiany geriatryczne już zachodzą. 
Deprecha jak ta chuśtawka w zależnosci od pory roku i poczucia bezpieczeństwa pojawia się z różnym natężeniem. Poza działką praktycznie nie chodzę. Poruszam się już na rowerze. Szybciej i mniej bolesnie. 
I tak powoli turlam się dzień po dniu dziwiac się jak szybko ten czas mija.