poniedziałek, 29 czerwca 2020

Od osiągnięcia pełnoletniości 3 razy podchodziła do pracy. Za każdym razem po okresie stażu czy próbnym dziękowano jej.
Ciężko było w każdym aspekcie. Coraz gorzej. Robiłam co mogłam, pomagałam jak mogłam. I już koniec. Już nie mogę. Nie mam sił. Nie mam argumentów. Jest coraz gorzej.
Od dziś ma sama zająć się sobą.
Ja  odpadam.
I padłam.
Cokolwiek bym nie zrobiła jest źle. Cokolwiek ugotuję - nie zjada.
Nie wiem jak z lekami. Jest dorosła. Niech ich pilnuje.
Chce się leczyć - niech się leczy. Nie chce - jej sprawa.
Chce jeść - niech idzie do pracy.
Mam dość.
-jestem zdrowa
-zmarnowałaś mi życie
-odchrzań się odemnie!
Wrzaski, fochy, dąsy, zamknięcie się. Wieczne pretensje. Już o cokolwiek.
Jestem zmęczona. Bez wsparcia, pomocy.
Moja terapeutka proponowała sesje rodzinne dla nas. Odrzucono.
Chcę się czegoś dowiedzieć od lekarza, żeby i jej i sobie pomóc - niech pani zajmie się sobą.
Nie mam kasy, nie mam możliwości zarobienia na prywatne sesje.
Nie mogę, nie wiem już jak jej pomóc, a im dłużej ten stan trwa jest gorzej.


Klasycznie - porannie - z pozdrowieniami dla czytaczy 🙂

sobota, 27 czerwca 2020

Dostosowanie

Po raz pierwszy od kilku dni poczułam chłód. Taki, że mam ochotę przykryć się czymś. Ten chłodek to o 3.00. Nad ranem. Jedyne chwilę wytchnienia od skwaru.
Co można robić o tak zacnej godzinie? W moim przypadku pozmywać sagany, które stoją w zlewie i czekają swego dnia. Mogę czytać - jednym okiem - bo dwoma wszystko mi się rozmywa. - szczęśliwie szkła do dali już gotowe czekają.
Można nakarmić kota, kaczek nie - Dziwaczki jeszcze śpią.
Można też siedzieć i napawać się ciszą w oczekiwaniu na pierwszy poranny jazgot pierzastych.
Można tak jak ja wczoraj o 4- tej z minutami zacząć walczyć z oknem kuchennym przy pomocy młotka i nikt się nie przypierdziela że stukam. Tak proszsz państwa, udało mi się otworzyć jedno strzydło okna. Nie myte w środku od ponad 20- lat czyli od zbudowania domu. Drugiej połówki niestety nie - zaklejona - serio! Zaklejona - jakimś żelem, klejem hydraulicznym, zabetonowana na wieki. Może psikadłem - odrdzewiaczem coś  zdziałam, ale czarno to widzę. Efekt tej działalności jest taki, że przy braku wentylacji, że wujostwo żeby ciepło nie uciekało, pozaklejali też otwory wentylacyjne - jest grzyb dokoła okien. I pod sufitem w miejscach gdzie powietrze "stoi". Czym to "ugryźć" nie mam pojęcia. A sił trochę brak.
Kupiłam sobie pomocnika. Mini wkrętarkę i przynajmniej z czym daje radę to mi pomaga.
Akcja okna trwa.
Na pierwszy rzut poszło najmniejsze. Wydłubałam pianę uszczelniającą, króra w formie brązowych nacieków okala okna. Ochyda!
No i doczyszczanie, wecowanie kostkami z papierem ściernym i malowanie. Powolutku. Krok po kroku.
Powoli krok po kroku obrzydliwe napięcie wewnętrzne, chory przymus robienia 100 rzeczy na raz i na cito - przechodzi. To cudowne uczucie gdy zamykam oczy i na spokojnie myślę o tym co zrobione, co chcę zrobić i nie ma napięcia wewnętrznego. To jak spokojne unoszenie się na delikatnej fali.

piątek, 26 czerwca 2020

Zdurnieć totalnie

Nie wiem jak Wy, ale mimo usunięcia wszystkiego co dotyczy wirusa z profilu na fb i tak zawsze jakiś news wskoczy i to mnie zwyczajnie wkurwia. Tak! Owszem wkurwia. I to na Maxa.
Wuhuju jedno, gówno profile drugie i rzesza mundrych - w tym i ja swego czasu - trudno nie być przy takim praniu mózgów - swoje.
Więc osrałam, olałam wszystkie te info i czytam to:
I w doopie mam wszystkich naganiaczy! 

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Pada, ciągle pada...

... z niewielkimi przerwami. Czekam na choć małą przerwę by zakryć pokrywę szamba bo tak leje, że w końcu je zapełni.
Byłam dziś u dermatologa. Domowy dał skierowanie sam sobą. Ze zmianą skórną na policzku bywałam co jakiś czas u dermatologa w Sanie. Zawsze było - nie ma czym się martwić. Na następny tydzień umówiona na wycięcie tego czegoś. No i pójdzie do badania. I okaże się co to za cudo. Bo lekarzowi - z Cepeleku - bardzo się nie podoba.
Okulary nowe obstalowane, bo to przez te cholerne skoki ciśnienia trochę rogówka mi się zepsuła i nabyłam astygmatyzm. Więc tak to.
Kaczki rosną. Każdego dnia większe, więcej piórek mają. Alaska po zatruciu doszła już do siebie.
A ja przeniosłałam się do Arktyki bo na Berdyczowie nie do wytrzymania. Domek nagrzewa się jak piekarnik.
W Arktyce z kolei po kilku dniach deszczu i uchylonych oknach wszystko jest wilgotne. Nie zdążyłam jeszcze zrobić wentylacji. Zresztą nie mam pojęcia co i jak będzie. Niedawno kładziony dach przecieka. I na jednym i na drugim domu. Masakra.
Młąda z Babelotem co jakiś czas drą koty. Opada mi wszystko.
Babelot z upodobaniem gra księżną. Bo ma swoje lata i wszystko jej się należy. Nie zwró" uwagi - bo obraza. Nie zwrócisz - bieda i szloch. Bo robi głupoty. I tak dokoła Macieju.
Czas na sterylizację zwierzaków. Na koszt gminy może się uda.
Młąda dalej bez kasy choć z przyznanym iłkiem rehabilitacyjnym. Ale jeszcze bez decyzji. Lekarz naciska by mieszkała sama w Warszawie. Ona nie chce. Tu cisza, #eieże powietrze i internet.
Wnusio rośnie jak na drożdżach. Już 2 kg przybrał od porodu a nie ma jeszcze miesiąca. Długi kluseczek. Może pójdzie że wzrostem w mojego ojca. On miał prawie 2 metry. Koleś jest przerozkoszny. Miniasty go rozpęku i przesłodki. Nasz skarbuś kochany.
I to tyle na razie.
Pada, ale nie jest nudno. Zawsze jest coś do zrobienia.
Trzymajcie się sucho!
Nie pływajcie za dużo ;) 

środa, 10 czerwca 2020

Coś Wam powiem

Może i nic nie mam. Może nikogo przy sobie kto będzie stał murem za mną. Ale mam siebie.
Nie mam syna. Urodziłam chlopczyka. Malego, ślicznego. Radość dorastania i piekło nastolatka w domu były moim udziałem. Nie napiszę - mam syna. To nie rzecz. On ma siebie. Mądrego, przebojowego z gromadą przyjaciół i bagażem, który dostał od nas. Dorosłych. Który targa każdego dnia. Przekleństwo od pokoleń. Przemoc w każdej odsłonie. To samo z córkami. Jedna ma już siebie, druga szuka drogi do siebie, dla siebie.

Wiecznie pytania

Nie że mnie się pytają. Ja siebie pytam.
Dlaczego?
O tysiące rzeczy, spraw, ludzi.
Dlaczego?
Nic to. Odpowiedzi przychodzą i nie cieszą. Może złe "dlaczego" stawiam.
Nic to. Żyję. Wyłażą że mnie demony dawnego i tego życia. Stawanie w prawdzie boli.
Nic to.
Walka ze sobą, materią. Tym co w środku.
Nic to. Jest proza najbardziej prozaiczna na świecie. Żygający 4 raz pies, który ledwo odratowany wczoraj, z drgawek, gorączki - dziś zachęcony wyszedł na siusiu. Szedł przytulony do mojej nogi. To zobowiązuje. Pełznący resztką sił w niewielkim ciałku na kolana, to zobowiązuje.
Kiedy na gest, słowo rzuca wszystko i wiernie patrzy w oczy to wiem, że jestem kimś mega ważnym dla niego i nie mogę zawalić.
I to przeniesienie - czy jeszcze jest ktoś poza zwierzakami, kto tak mi ufa, kto czeka. Matka. Której wybaczyłam i to czego jeszcze nie zrobiła, bo wiem, że się nie zmieni. Wiecznie zapatrzona w siebie, gotowa sprzedać, kupić, zrobić wszystko by nie być samą, gotowa do każdej podłej manipulacji, działająca na zasadzie " a ty krzycz choć ci nic". Wypominająca cokolwiek zrobiła. Oczekującą by być na każde żądanie. Tworząca wokół siebie nimb męczennicy. Tylko ona, ta jedna jedyna na świecie pracowała, opiekowała się wnukami 🤮🤮🤮🤮
Ona święta a na jej tle ja. Nic. Zero. Bez osiągnięć, sukcesów które mi zaplanowała  więc sruuu, goowno córko, ja ci pokarzę. Zapierdalaj, wykańczaj się, służ na dwóch łapkach a ja będę rządzić i karać. Despotyczna, bez uczuć, empatii. Skrajnie egoistyczna. Wiecznie w pretensji do całego świata, skrzywdzona przez świat cały i podłych ludzi. Oto ona. Wiecznie nieszczęśliwa, skrzywiona jak maszkarony wawelskie gdy pojawia się Młąda, promieniejąca gdy ta znika w Warszawie. I oczekującą, że w mgnieniu oka powróci kamractwo i bliskość że mną. Do powrotu M. Że tak będziemy się bawić.
Nigdy matko, przenigdy już.
Już dość. Nie będę grała w twoją grę.
Okrutną i tylko do twojej bramki.
To nieuczciwe.
Przez lata gnoiłaś mnie i moje dzieci. Ryłaś psychiki bezwzględnie bez zastanowienia.
Pobite gary.
Przegrałaś.
Na Polu zostałaś ty i ja. Krzywdząca i krzywdzona. Raczej krzywdzone. Dwie. Bo i Młąda. I co teraz?
Jak być człowiekiem.
Jak zachować twarz, której już nie ma?
Jak podnieść się z kolan.
Jak milczeć by nie krzyczeć krzywd?
Nie da się.
Pękam.
Wybaczyłam ale nie mogę odzonaczyć, od widzieć, odsłyszeć. Oduczuciowić się. Wyzbyć się tego błota, szlamu. Tej mierzwy, którą od lat jestem obrzucana.
Praywie 60 lat życia w niedoskonałości. Nie da się odżyć.