wtorek, 26 maja 2020
czwartek, 21 maja 2020
Dziwaczki
Tiaaa... dobry obiad oddala się w podskokach. Młąda już ponazywała zaanektowane prawem kaduka Dziwaczki. Afera - bo najgłośniej drze dziób. Dora - no bo tak. Tika - bo ma nieokreślone, wężowe ruchy szyją. No to nie pozostałam dłużna. Najmniejszą ochrzciłam Tusią. Ale jakby je nie zwał, obsrańce są okrutne.
Mieszkają w zależności od temperatury, albo w wyżej widocznym kojczyku osłoniętym agrowókniną od wiatru, albo w pokoju. Ściana upierniczona do pół metra. Kto miał kaczki to wie o co chodzi. To taki polski szop pracz tylko z rozbryzgiem.
Pogoda popierniczona.
Słoneczko i waciki na niebie i w promocji zimny, północny wiatr.
Jak nie piździ to pochmurno i zimno. W porywach mokro.
Jednakowoż bez względu na wiatr Młąda zażywa wozducha. Dogląda wycipiurów. I dobrze. Inaczej by koczowała w domu. A raczej spała po internetowej nocce.
Mi tam nic nie przeszkadza w spaniu. Ranny ptaszek ostatnio jestem. 4 - ta rano i już na 4 średnio przytomna ale łażę.
Co do wycipiurów to niestety mają na mnie zły wpływ. Uczulona na nie jestem. Kąpię mi z nocha odkąd się pojawiły.
W domu wycipiury koczują w klatce po króliku. Na ziemi. Upierdzielone nią jak nieboskie. I srają ziemią z dodatkami. Czemu ziemia? Słomy nie mam. Siana nie mam. Wióry za wysoko. Na strychu. A więc zostało to co najbliżej łopaty.
Wrogowie moi jedyni panoszą się bezczelnie. Zna ktoś sposób na pozbycie się konwalii?
A zresztą po co pytam? I tak nikt nic.
Mieszkają w zależności od temperatury, albo w wyżej widocznym kojczyku osłoniętym agrowókniną od wiatru, albo w pokoju. Ściana upierniczona do pół metra. Kto miał kaczki to wie o co chodzi. To taki polski szop pracz tylko z rozbryzgiem.
Pogoda popierniczona.
Słoneczko i waciki na niebie i w promocji zimny, północny wiatr.
Jak nie piździ to pochmurno i zimno. W porywach mokro.
Jednakowoż bez względu na wiatr Młąda zażywa wozducha. Dogląda wycipiurów. I dobrze. Inaczej by koczowała w domu. A raczej spała po internetowej nocce.
Mi tam nic nie przeszkadza w spaniu. Ranny ptaszek ostatnio jestem. 4 - ta rano i już na 4 średnio przytomna ale łażę.
Co do wycipiurów to niestety mają na mnie zły wpływ. Uczulona na nie jestem. Kąpię mi z nocha odkąd się pojawiły.
W domu wycipiury koczują w klatce po króliku. Na ziemi. Upierdzielone nią jak nieboskie. I srają ziemią z dodatkami. Czemu ziemia? Słomy nie mam. Siana nie mam. Wióry za wysoko. Na strychu. A więc zostało to co najbliżej łopaty.
Wrogowie moi jedyni panoszą się bezczelnie. Zna ktoś sposób na pozbycie się konwalii?
A zresztą po co pytam? I tak nikt nic.
wtorek, 19 maja 2020
Wypłosze
No i tak to.
Rodzina się powiększyła o 4 kaczorki. Czy to samiczki czy samce - ja nie znaju.
Koczują póki co z nami w pokoju. Srają na odległość z odrzutem karabinu, brudzą na Maxa. Pitulitają po swojemu.
Jakby ktoś miał doświadczenie z hodowlą to wszystkie rady mile widziane. Bo ja chutorny człowiek od przedwczoraj.
Rodzina się powiększyła o 4 kaczorki. Czy to samiczki czy samce - ja nie znaju.
Koczują póki co z nami w pokoju. Srają na odległość z odrzutem karabinu, brudzą na Maxa. Pitulitają po swojemu.
Jakby ktoś miał doświadczenie z hodowlą to wszystkie rady mile widziane. Bo ja chutorny człowiek od przedwczoraj.
piątek, 15 maja 2020
czwartek, 14 maja 2020
+ i -
Ja też to widzę.
Trudno. Muszę się pogodzić z tym, że będą doły i górki, że nie jestem orłem a raczej zmok) ą kurą, że będą dni dobrego samopoczucia i złego. Ruch jest dla mnie zbawieniem. Wzmacnia ciało i pozwala zają" czym innym my#li. Kurcze - bicków si~ dorobiłam, zleciało mi troch~ sadełka wyhodowanego w Warszawie. Cycki też poleciały - jak zwykle u mnie. To idzie w parze.
Powoli wracam do leków. Lepiej nie jest. Dorobiłam się wg psycholog agorafobii.
Znów pogotowie. Wszystko niemal w normie tylko ekg graniczne. Zastawka trójdzielna szwankuje.
No i ataki paniki innego rodzaju. Rozwalające uczucie gorąca w piersi, które samo w sobie przeraża. I to serducho. Ciągłe kłucie i ucisk w mostku i pod lewą łopatką.
Świętej cierpliwości doktor z kliniki sugerował sor lub Anin. Ale jak? W środku nocy? Czym? Z kim?
Trochę przeszło gdy wczoraj nie wzięłam escitalopramu. Ale na dłuższą metę tak się nie da. Muszę coś brać na głowę. A raczej na wyciszenie, uspokojenie. Bo i tu w Otwocku jest Meksyk. Nie ma dnia bez jakiejś draki, wybuchu zniecierpliwienia. Chorzy ludzie, chory dom, chore relacje.
I to wpierdalanie się bezustanne matki we wszystko. Wieczne oczekiwania obsługi choć lekarz zaleca umiarkowany ruch. Ale przecież lepiej leżeć.
Mać zaczęła eksperymentowa" z lekami, bo może już nie trzeba, no i ciśnienie znowy skoczyło.
Młąda jak to Młąda. Bez komentarza tym razem. Ja wrzuciłam na luz. Chcę je#ć - niech je, nie chce - to nie. Chcę brać leki - niech bierze. Nie kontroluję.
Ma luz. Swój pokój.
A ja przeniosę się chyba do Arktyki, by mieć więcej spokoju. Tylko Sebka musi mi pomóc. Sebek to sąsiad. Miły, życzliwy. Za psi grosz postawił cieplicu. Przytargał skądś kanapę i leżankę. Pomoże w zrobieniu wentylacji w Arktyce. I może coś jeszcze.
Dobrze jest, gdy ktoś pomoże.
Od wczoraj zalegam głównie w łóżku. Nic mi się nie chce. Dziś siłą woli się podniosłam. Popierniczyłam kolejno#ć leków, ale wuj tam. Przeżyję.
No i tak to.
Powoli dzień po dniu do przodu.
Z warzywniaka wcinamy już własne rzodkiewki. Do sądziłam szpinak. Na grządkach zieleni się kapusta nasza, głowiasta i pak choi. Czy jak mu tam. Seler też.
Pierdzielone konwalie są nie do pokonania. Zawsze jakieś France wyjdą spod ziemi. Na nie tylko napalm!
Trudno. Muszę się pogodzić z tym, że będą doły i górki, że nie jestem orłem a raczej zmok) ą kurą, że będą dni dobrego samopoczucia i złego. Ruch jest dla mnie zbawieniem. Wzmacnia ciało i pozwala zają" czym innym my#li. Kurcze - bicków si~ dorobiłam, zleciało mi troch~ sadełka wyhodowanego w Warszawie. Cycki też poleciały - jak zwykle u mnie. To idzie w parze.
Powoli wracam do leków. Lepiej nie jest. Dorobiłam się wg psycholog agorafobii.
Znów pogotowie. Wszystko niemal w normie tylko ekg graniczne. Zastawka trójdzielna szwankuje.
No i ataki paniki innego rodzaju. Rozwalające uczucie gorąca w piersi, które samo w sobie przeraża. I to serducho. Ciągłe kłucie i ucisk w mostku i pod lewą łopatką.
Świętej cierpliwości doktor z kliniki sugerował sor lub Anin. Ale jak? W środku nocy? Czym? Z kim?
Trochę przeszło gdy wczoraj nie wzięłam escitalopramu. Ale na dłuższą metę tak się nie da. Muszę coś brać na głowę. A raczej na wyciszenie, uspokojenie. Bo i tu w Otwocku jest Meksyk. Nie ma dnia bez jakiejś draki, wybuchu zniecierpliwienia. Chorzy ludzie, chory dom, chore relacje.
I to wpierdalanie się bezustanne matki we wszystko. Wieczne oczekiwania obsługi choć lekarz zaleca umiarkowany ruch. Ale przecież lepiej leżeć.
Mać zaczęła eksperymentowa" z lekami, bo może już nie trzeba, no i ciśnienie znowy skoczyło.
Młąda jak to Młąda. Bez komentarza tym razem. Ja wrzuciłam na luz. Chcę je#ć - niech je, nie chce - to nie. Chcę brać leki - niech bierze. Nie kontroluję.
Ma luz. Swój pokój.
A ja przeniosę się chyba do Arktyki, by mieć więcej spokoju. Tylko Sebka musi mi pomóc. Sebek to sąsiad. Miły, życzliwy. Za psi grosz postawił cieplicu. Przytargał skądś kanapę i leżankę. Pomoże w zrobieniu wentylacji w Arktyce. I może coś jeszcze.
Dobrze jest, gdy ktoś pomoże.
Od wczoraj zalegam głównie w łóżku. Nic mi się nie chce. Dziś siłą woli się podniosłam. Popierniczyłam kolejno#ć leków, ale wuj tam. Przeżyję.
No i tak to.
Powoli dzień po dniu do przodu.
Z warzywniaka wcinamy już własne rzodkiewki. Do sądziłam szpinak. Na grządkach zieleni się kapusta nasza, głowiasta i pak choi. Czy jak mu tam. Seler też.
Pierdzielone konwalie są nie do pokonania. Zawsze jakieś France wyjdą spod ziemi. Na nie tylko napalm!
wtorek, 12 maja 2020
wtorek, 5 maja 2020
dobry dzień
wczorajszy poniedziałek był całkiem udany.
wszystko co chciałam załatwić załatwiłam bez problemu. na nogach.
trwało to trochę, bo chodzik, ale fanfary proszsz!
dziś od rana załatwianie spraw telefonicznie i nic. zer, nul. ciśnienie skacze.
do ZUS-u nie sposób się dodzwonić.
do przychodni, jedne, drugiej - to samo.
jeszcze ten pip Orange jakoś mnie zaskoczył. wczoraj dopiero wymieniłam kartę na mini i odpaliłam tlf, a dziś niespodzianka - wykorzystano 80% środków pakietu internetowego/ no hola, hola!
staram się nie denerwować bo ciśnienie mi skacze niefajnie, ale trudno o spokój, gdy od rana faule.
wszystko co chciałam załatwić załatwiłam bez problemu. na nogach.
trwało to trochę, bo chodzik, ale fanfary proszsz!
dziś od rana załatwianie spraw telefonicznie i nic. zer, nul. ciśnienie skacze.
do ZUS-u nie sposób się dodzwonić.
do przychodni, jedne, drugiej - to samo.
jeszcze ten pip Orange jakoś mnie zaskoczył. wczoraj dopiero wymieniłam kartę na mini i odpaliłam tlf, a dziś niespodzianka - wykorzystano 80% środków pakietu internetowego/ no hola, hola!
staram się nie denerwować bo ciśnienie mi skacze niefajnie, ale trudno o spokój, gdy od rana faule.
Subskrybuj:
Posty (Atom)