do lekarza jakoś wydłubać się nie mogę. nie że jakoś nadzwyczajnie zarobiona jestem. ale papierologia związana ze zmianą lekarza mnie wkurza. bo ten co aktualnie mi panuje serdecznie uśmiechnięty ponad miarę.
w pracy normalnie. na ile się da. koleżanka wścibska do bólu. tlf przy dupie naszam, bo co tylko może to podgląda. no taka sytuacja. na początku torbę miałam rytą dokładnie. ale huk z tym. i generalnie nie ma nudy. praca jest. okoliczni dostarczają rozrywki. serce kamienieje miast topnieć. huk z tym.
z matką szopki tradycyjnie. już przestałam walczyć z jej syfem. śmierdzi? a w dupie! siedzę w drugim kącie mieszkania przy otwartym oknie. jej mieszkanie. jej odpowiedzialność. a że sąsiedzi patrzą bykiem? huk z nimi. nie mieszkają z nami, nie wiedzą co się dzieje.
łazi brudna, w obrzęchanych ciuchach, choć w szafie ma pełno czystych, ładnych rzeczy. na wyjazdy do otwocka napycha wózek śmieciami a na ramiona bierze ciężkie klamoty. gdy robię zamianę jest ciężka awantura. nienawiścią wali aż strach. wyklina wszystkich i wszystko. łaska i szczęście gdy siedzi w otwocku. a tam ciotka ma przekichane. zakupy robi od czapy jeśli ciotka nie huknie i nie napisze. np 6 bochenków chleba i 2 kg boczku. lub 15 serków wiejskich.
w domu ciska się że nie ma kasy, że słaba, stara. wieczne teksty o umieraniu. ale do sąsiadki by pójścć jej po zakupy ma taki napęd, że stoję w oszołomieniu. nic że np winda. po schodach śmiga z wizgiem.
tak paczę na tę moją matkę i jakby na nowo ją poznaję. mgła i ślepota mi schodzi z oczu. porównuję to co było kiedyś a co jest dziś. nic się nie zmieniła. tylko kadłub przywiądł i osłabł. jak była jak kot chodzący własnymi drogami tak jest i teraz.
lezie tam gdzie ją fantazja poniesie. specjalnie zostawia tlf lub go wyłącza bo wie, że ja się będę denerwować. tak, robi to specjalnie, na złość. ma satysfakcję, że choć tak może mi dokopać. kochająca inaczej mateczka.
w pracy normalnie. na ile się da. koleżanka wścibska do bólu. tlf przy dupie naszam, bo co tylko może to podgląda. no taka sytuacja. na początku torbę miałam rytą dokładnie. ale huk z tym. i generalnie nie ma nudy. praca jest. okoliczni dostarczają rozrywki. serce kamienieje miast topnieć. huk z tym.
z matką szopki tradycyjnie. już przestałam walczyć z jej syfem. śmierdzi? a w dupie! siedzę w drugim kącie mieszkania przy otwartym oknie. jej mieszkanie. jej odpowiedzialność. a że sąsiedzi patrzą bykiem? huk z nimi. nie mieszkają z nami, nie wiedzą co się dzieje.
łazi brudna, w obrzęchanych ciuchach, choć w szafie ma pełno czystych, ładnych rzeczy. na wyjazdy do otwocka napycha wózek śmieciami a na ramiona bierze ciężkie klamoty. gdy robię zamianę jest ciężka awantura. nienawiścią wali aż strach. wyklina wszystkich i wszystko. łaska i szczęście gdy siedzi w otwocku. a tam ciotka ma przekichane. zakupy robi od czapy jeśli ciotka nie huknie i nie napisze. np 6 bochenków chleba i 2 kg boczku. lub 15 serków wiejskich.
w domu ciska się że nie ma kasy, że słaba, stara. wieczne teksty o umieraniu. ale do sąsiadki by pójścć jej po zakupy ma taki napęd, że stoję w oszołomieniu. nic że np winda. po schodach śmiga z wizgiem.
tak paczę na tę moją matkę i jakby na nowo ją poznaję. mgła i ślepota mi schodzi z oczu. porównuję to co było kiedyś a co jest dziś. nic się nie zmieniła. tylko kadłub przywiądł i osłabł. jak była jak kot chodzący własnymi drogami tak jest i teraz.
lezie tam gdzie ją fantazja poniesie. specjalnie zostawia tlf lub go wyłącza bo wie, że ja się będę denerwować. tak, robi to specjalnie, na złość. ma satysfakcję, że choć tak może mi dokopać. kochająca inaczej mateczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz