czwartek, 18 stycznia 2018

nerwowo țo delikatnie powiedziane

przedwczorajsza ganianina z ulokowaniem maci w kołchozie za mną.
dzisiejszy dzień szczęściem mija.
nerw od rana. że niby pójdzie ze mną odebrać babelota. prosi sama. umawia się.
budzę o 8-ej i idę do siebie. 9,15 cisza za ścianą. zbieram się i wychodzę. ściska w gardle, płacz dusi, że nikogo do pomocy.
w szpitalu tradycyjna szopka czyli komedia pomyłek. personel szpitalny swoje, mać swoje.
nie schylać się-oczywiście się schyla. nie podnisić nic- trzeba z łap wyrywać.
w domu dzieciątko wisi na kompie i jak ta sprawiedliwość- ślepa, głucha, niema.
trafia mnie i ryczę jej prosto w twarz. dociera. docierają decybele. postęp.
-bo ja zamknęłam się na ciebie- słyszę rykoszetem.
szkoda, że na michę i pare innych rzeczy się nie zamknęła. 25 lat.
od września siedzi w domu i ma za złe. że wykopałam do up. że musi wyjść z psami.
wielce się natrudzi odkurzając raz na pare dni mieszkanie.
pękło.
nie wytrzymałam.
rozdarłam się jak szwabska szczekaczka.
pizdnęłam saganem z zupą aż wizg poszedł po wszystkim.
i jebłam odrzwiem.
efekt- zerowy.
tyle tylko, że podłoga i okolice są czyste.

ktoś to musiał sprzątnąć.
ja z pewnością nie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz