Piąta rano, coś za wcześnie na wstanie, leżę, czekam, czuję lekkie tarmoszenie kołdry na nogach, wychylam się, może kot, nie, zaglądam pod łóżko, nic nie ma. Pożyjemy-zobaczymy.
Psy już wypuszczone, zdziwione, bo siedzę w ich "budzie" na kawie. Młoda przychodzi i gada: mrach, mrach, laPantera zwinięty w kłębek drzemie, w domu Próchenko bezgłośnie mnie wita, Łowczyni tym razem bez łupu. Dzieciątko wczoraj dokonało pochówku kolejnego myszora.
Wczorajszy dzień zapowiadał się spokojnie jak zwykle tu. Rano śniadanko, przegląd wiadomości, spacer z Gandzią, potem z Nestorką. Zabrakło chleba i pyrków więc krótki wypad do sklepu. Mili Policjanci zbulwersowani histerią psów. Bo to niestety tak z nimi jest, że gdy gdziekolwiek wychodzę stoją gupki pod bramą i wyją w niebogłosy.
W drodze powrotnej z lekka zasłabłam, ale to norma, za duży wysiłek, Młąda odbarczyła mnie, rozdziała, chwila w cieniu i w drogę do domu, a tu niespodzianka. laPantera z głupią miną stoi pod bramą tylko nie z tej strony co trzeba. Gupek przelazł przez dobrze zabezpieczony przed jego wycieczkami płot. Przecisnął się w kołnierzu pomiędzy siatką a panelem przesuwając 3-metrowy potężny kloc drewna. Z kołnierza oczywiście nic nie zostało, jego szczątki zbierałam na pobliskiej łączce.
Znalazł też sobie dodatkowe zajęcie. Siedzi w garażu i poluje, a raczej wyczekuje na łup, który siedzi pod stertą drzewa. Siedzi cały spięty poszczekując z frustracji.
Kolacja piesowa wymaga nadzoru. Już wiem czemu stare cwaniaki są takie tłuste. laPantera galopem wcina swoją porcję i bezceremonialnie zabiera michę Młodej, Gandzia to samo robi Nestorce. Więc stoję i pilnuję i odganiam łakomczuchy.
Dzieciątko wraca do domu a ja padam na kanapę żeby za chwilę wstać i wpuścić Łowczynię, siadam, mija trochę czasu, tym razem trzeba wypuścić kota.
Ciemniocha za oknem, samochodów jakby mniej, ciszej.... nie ciszej, psy dają koncert. Rozpacz w ciapki, wyją jakby obdzierali je ze skóry, twardo siedzę, nie wychodzę, olewam. Czekam do 22-ej. To pora na sen dla psów. Bez problemów wędrują do siebie, drzwi zamknięte, materac rozłożony. Do rana spokój.
A ja zasypiam przed Tv, budzę się w środku mocy, lezę do siebie....
Zdjęcie jak Rembrandt. Tylko Samarytanina brak.
OdpowiedzUsuńTak własnie wygląda absolutne piękno! Aż chcialabym tam być!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)))))
Stałam cyknełam fotkę i ryczałam jak bóbra. Było tak pieknie....
OdpowiedzUsuń