Wczorajszy dzień to jeden hardkor. Rano pognałam do przychodnipo skierowanie do szpitala. Wpadłam do domu ogarnąć Mamę, tj dopolnować by coś zjadła i pognałam do szpitala-bo dodzwonić sie nie sposob, a netu nie mam-żeby dowiedziec się czy ja przyjma. I pierwsze zderzenie ze ścianą. Skierowanie od rodzinnego mozna sobie w buty włozyc, o przyjęciu decyduje lekkarz na Izbie. A był właśnie ostry dyżur.
Wróciłam do domu i pognałam do rodzinnego po zlecenie na trznsport sanitarny bo Mać ledwo łazi. I zderzenie nr2. Ona nie może dać i wuj!
W związku z brakiem kasy i ogólna dupa spakowałam Mac w sak i poszłysmy do szpitala. Odcinek 1 kilometra szłyśmy 45 minut.
Na Izbie spędziłysmy TYLKO 6 godzin. O suchym pysku. Ale przynajmniej zrobili Mamie USG, RTG, krew. W zasadzie powinna zostać w Klinice, ale, co podsłuchałam przypadkiem, jedno piętro jest wyłączone zupełnie. rezerwacja z powodu EPIDEMII. Wszystkich wykopuja do domu albo odsyłają do innych szpitali.
Na koniec, przed przewozem do rejonowego, krótka rozmowa i lekarzem dyżurnym.
Cos chciał sciemniać i mataczył. Przycisniety do muru, powiedział w końcu, ze na podstawie samych badań , nie widząc pacjenta, stwierdził by, że to albo białaczka, albo chłoniak, albo ch... wie co jeszcze.
Wylądowałyśmy w rejonie i to zderzenie nr 3. W zwiazku, ze to SOR znalazła się znów na końcu kolejki oczekujacych. Minęla godzina, 2, 3 i nic. Cos mi już zaczęło puszczać. Bo to 9 godzin dla starowinki. Bez jedzenia, picia, odpoczynku i bez nas. Bo był potomek. dojechał do rejonu. Wszelkie pytania kidy zostanie przyjęta i jak długo będzie czekac były totalnie olewane. W końcu syn dopadł lekarza kochajacego w pupę i grzecznie pyta : co? jak? itd. ten Go zlewa tradycyjnie i wychodzzi. Syn przytrzymał stopa drzwi, w ten ch.... japę drze, że to atak na niego, ze utrudnia mu się pracę, dostęp do chorych i rejestratorce kazał wezwać policję.
Ręce mi opadły i jebły. Syn odpuscił i wyszedł, bo był na skraju wytrzymałości. Ja po kolejnej godzinie czy więcej zabrałam mamę i jest w domu.
O innych rzeczach jakie się działy tam pisać nie będę, bo mozna zwalać na ministra, na system, ale jeśli na dole, na poziomie podstawowym w spotkaniu z lekarzem zderzasz się ze sciana to juz nie ma bata. Przegrywasz.
Wniosek wypływa jedem. Jeśli chcesz trafic do szpitala na leczenie, to wzywaj karetkę do zapasci, zawału, stanów zagrożenia zycia. weź nawet pińcet aspiryn, żeby Ci pikawka poszalała. Walcz o siebie bo inaczej zdechniesz.
Ja dzis padam na pysk. jestem w totalnym roztelepie.
Dobrze, że choc te młodsza dwójka jest z nami. PoTomek mnie coraz milej zaskakuje.
Wróciłam do domu i pognałam do rodzinnego po zlecenie na trznsport sanitarny bo Mać ledwo łazi. I zderzenie nr2. Ona nie może dać i wuj!
W związku z brakiem kasy i ogólna dupa spakowałam Mac w sak i poszłysmy do szpitala. Odcinek 1 kilometra szłyśmy 45 minut.
Na Izbie spędziłysmy TYLKO 6 godzin. O suchym pysku. Ale przynajmniej zrobili Mamie USG, RTG, krew. W zasadzie powinna zostać w Klinice, ale, co podsłuchałam przypadkiem, jedno piętro jest wyłączone zupełnie. rezerwacja z powodu EPIDEMII. Wszystkich wykopuja do domu albo odsyłają do innych szpitali.
Na koniec, przed przewozem do rejonowego, krótka rozmowa i lekarzem dyżurnym.
Cos chciał sciemniać i mataczył. Przycisniety do muru, powiedział w końcu, ze na podstawie samych badań , nie widząc pacjenta, stwierdził by, że to albo białaczka, albo chłoniak, albo ch... wie co jeszcze.
Wylądowałyśmy w rejonie i to zderzenie nr 3. W zwiazku, ze to SOR znalazła się znów na końcu kolejki oczekujacych. Minęla godzina, 2, 3 i nic. Cos mi już zaczęło puszczać. Bo to 9 godzin dla starowinki. Bez jedzenia, picia, odpoczynku i bez nas. Bo był potomek. dojechał do rejonu. Wszelkie pytania kidy zostanie przyjęta i jak długo będzie czekac były totalnie olewane. W końcu syn dopadł lekarza kochajacego w pupę i grzecznie pyta : co? jak? itd. ten Go zlewa tradycyjnie i wychodzzi. Syn przytrzymał stopa drzwi, w ten ch.... japę drze, że to atak na niego, ze utrudnia mu się pracę, dostęp do chorych i rejestratorce kazał wezwać policję.
Ręce mi opadły i jebły. Syn odpuscił i wyszedł, bo był na skraju wytrzymałości. Ja po kolejnej godzinie czy więcej zabrałam mamę i jest w domu.
O innych rzeczach jakie się działy tam pisać nie będę, bo mozna zwalać na ministra, na system, ale jeśli na dole, na poziomie podstawowym w spotkaniu z lekarzem zderzasz się ze sciana to juz nie ma bata. Przegrywasz.
Wniosek wypływa jedem. Jeśli chcesz trafic do szpitala na leczenie, to wzywaj karetkę do zapasci, zawału, stanów zagrożenia zycia. weź nawet pińcet aspiryn, żeby Ci pikawka poszalała. Walcz o siebie bo inaczej zdechniesz.
Ja dzis padam na pysk. jestem w totalnym roztelepie.
Dobrze, że choc te młodsza dwójka jest z nami. PoTomek mnie coraz milej zaskakuje.
Szczęka mi opadła,a oczy wyszły z orbit ze zdziwienia bo kompletnie nie spodziewałabym się,że możesz z czymś takim się spotkać i w ogóle! OMG!
OdpowiedzUsuńMnie Chłopa mojego, z podejrzeniem zawału serca, wykopali ze szpitala po rutynowych badaniach. I tu w Anglii, ludzie w szpitalach umierają, z głodu, ostatnio jakaś afera znów ujrzała światło dzienne. Eeech...
OdpowiedzUsuńNie wierzę, mimo wszystko...
UsuńRozpacz...