Nie wiem jak daleko można sięgnąć myślami by móc je zakotwiczyć w czasie i przestrzeni.
Czy tymi kotwicami są miejsca? Relikwie dawnych pokoleń czy też oni w nas. Nasi przodkowie.
O czym myśleli, marzyli?co dominowało w ich życiu?
Miłość czy obowiązek?
Co było dla nich najważniejsze?
W zawirowaniach życia, zapętleniu emocji trudno wyjść ponad to co małe, niskie.
Trudno schylić kark.
Wybaczyć.
Wyciągnąć dłoń.
Najpierw żal, niezrozumienie. -czemu tak? Jak tak można? Potem złość- całe spektrum. Lata całe aż do wypalenia. A na koniec wybaczenie, potrzeba i zgrzyt lojalności i pochylenie nad słabością i działanie- w bólu, wbrew - czemu to robię? I kontakt- przez ściśnięte gardło, z trzepotem serca, lakoniczny, by nie powiedzieć za dużo ale powiedzieć- jesteśmy, żyjemy ....i jak się masz? Jak się czujesz? I usłyszeć pytania, których wolałoby się nie usłyszeć...bo odpowiedź nic nie zmienia, nie daje nadziei, bo głupia, podła zawziętość i niewybaczalne niewybaczenie demolują i depcą.
Dziś przeczytałam że odeszła moja teściowa. Pomimo oddalenia i lat bez kontaktu nie potrafię o Niej inaczej myśleć jak - babcia Marysia. Nie mówiłam inaczej jak - mamo, choć mamą już była dla innej. To nie ważne.
Mamo- spotkamy się jeszcze i jak zwykle będzie mi głupio przed Tobą. Ty wiesz czemu.