środa, 30 września 2020

12

 Kiedy miałam 12 lat moim jedynym problemem było przetrwać szkołę i dom. A w zasadzie miejsce do którego zostałam przeniesiona.

Moje jedyne problemy to było - czy babcia będzie miła, czy w szkole będę miała spokój od koleżanek. Były 2 z upojeniem jadące po mnie. 

Kiedy miałam 12 lat gdy kończyły się wakacje, myślałam o kolejnych. 

W tym wieku kochałam się beznadziejnie w Zbyszku. Tak jak ja z matką, tak on z rodzicami rok wcześniej wczasowali w Kołobrzegu. 

W tym wieku z upodobaniem wcinałam nabrzmiałe słońcem czereśnie, ganiałam umorusana jak merediabeł po nieużytkach, ubłocona po uszy, pachnącą wiatrem i że zdumieniem odkrywająca zmiany w moim ciele. 

To takie oczywiste było, że kiedy zaczęłam się pocić, to trzeba używać mydła. Potem dezodorantów. 

Że inne objawy dojrzewania? Przeszkadzały mi. 

Kiedy miałam 12 lat, miałam pragnienie wolności.

Byłam dziewczynką. 

Z upodobaniem zaczytywałam się " Życiem seksualnym dzikich", "Małżeństwem doskonałym" jak i Anią, i dziećmi z Bullerbym, Winnetou to był mój guru.

Węglarką donosiłam węgiel, pompowałam wodę że studni, moczyłam godzinami dupsko w kąpieli z pianą. 

Kochałam na obiad schabowego z ziemniakami i buraczkami i obowiązkowo pomidorową. I kisiel. 

Mój 12-let świat z upodobaniem zohydzali dorośli i część równolatków. 

Ale wtedy nigdy nie przyszło mi do głowy odebrać sobie życie. Coś we mnie trwało. Trzymało się pazurami tu i teraz. 

Nie miałam problemu z tożsamością. O takich jak ja, z poobdrapywanymi kolanami, z obłędem w oku, mówiło się - chłopaczara. Każdy wiedział o co chodzi i akceptował. Albo i nie. 

Ale nie miałam nigdy problemów z tożsamość ścią. - dziewczyna i tyle.

Czemu? 

Bo nie wiedziałam że mogę być chłopakiem, że mogę lubić dziewczyny, bardziej niż lubić. Że  mogę być dowolnością.

Nie. 

Mój świat był prosty. Czarno-biały. 

Mężczyzna - kobieta. Bez dylematów. 

Szczęśliwy - bez lekcji z anatomii, o współżyciu. I to w okresie gdy te sprawy budzą duże zawstydzenie. A przynajmniej tak było w czasach gdy dorastałam.

Dorosłe sprawy były dla dorosłych. 

Był rozdział. 

Dziś nie ma i wszystko się pierdoli. 

Amen. 

sobota, 12 września 2020

Kobyła? U płota?

 Rzekło się, rzekło.

Że zostajemy na zimę w Otwocku. We 3. Chyba że babelot wymięknie, no to wtedy we 2.

Dla nas z młądą żadna różnica jeśli chodzi o poziom celcjuszów. W Warszawie zimą zimniocha a na rencie to ja se mogę na obrazku pooglądać nowe okna 😁

Kaczki żyją i trza im dom w końcu zbudować. Żyją do przyszłego roku póki któraś nie sądzie na jajkach. 

Piesy mają się doskonale. 

Babelot grzecznie łyka piguły i trzyma się twardo. 

Ja zasiedliłam Arktykę. W końcu dorobiłam się własnej sypialni. 

Okno w Berdyczowie prawie po malowane. Prawie bo babelot najpierw trzeba przesadzić do mnie, żeby móc dokończyć malowanie. W każdym razie co się dało to zakitowałam. Szpachlą do drewna uzupełniła mikropęknięcia i dzurki. Jest ok. 

W ogródku pierdolnik. 

Kaczki na gigancie wyżarły niemal wszystko z grządek, łącznie z nasturcjami. 

Ogólnopolski pogrom w pomidorach nie miną ani mnie, ani nikogo w okolicy. Czyli wielka lipa. 

Generalnie zbiory lipne, choć pracy włożyłam dużo. Kwestia gleby. Kwaśna, piaszczysta. Trzeba się zacząć dokształcać i zasiedlać kaczki na grządkach. Niech robią swoje 😉

Z Pierworodną doszłyśmy do wniosku, że strzelanie fochów jest bez sensu gdy pojawił się brzdąc. Krasnoludek potrzebuje rodziny. Im większa tym lepsza. I tak, co weekend przyjeżdża z młodym na świeże.

Słodki, mały człowieczek. Kopia mojego ojca i mnie. I do śmiechu równie skóry jak ja 🤣🤣🤣

Potomek też ma się objawić z piłą. Po roku znalazł ciut czasu 😁😁😁

Może spotkają się z Pierworodną, zobaczy Leon ja i pokocha. I znów będzie rodzinka w komplecie. Tylko powiększona o partnerów i ich rodziny. 

Byłoby super 🙂