był sobie. żył. pojawił się pewnego dnia.
od rana do wieczora, zima czy lato, na swoim rowerze przemierzał miejską dżunglę pomagając dzikim futrzakom.
pogodny, uśmiechnięty.
i już nie ma pana Kamila. odszedł.
terminalnie chory do ostatniej chwili troszczył się o zwierzaki licząc na cud, na ratunek, na swój szpitalny termin.
za późno.
ostatnie wspomnienie, widok, gdy stopa za stopą oparty o rower szedł płacić rachunki. z humorem komentując- ten rower to mój chodzik i wózek.
i nie ma Go już tu.
jest Tam.
szczęśliwy.
od rana do wieczora, zima czy lato, na swoim rowerze przemierzał miejską dżunglę pomagając dzikim futrzakom.
pogodny, uśmiechnięty.
i już nie ma pana Kamila. odszedł.
terminalnie chory do ostatniej chwili troszczył się o zwierzaki licząc na cud, na ratunek, na swój szpitalny termin.
za późno.
ostatnie wspomnienie, widok, gdy stopa za stopą oparty o rower szedł płacić rachunki. z humorem komentując- ten rower to mój chodzik i wózek.
i nie ma Go już tu.
jest Tam.
szczęśliwy.