gulaszowa czy chińskie?
krótko i na temat w kwestii obiadu. odpowiedź mało w temacie. -ser biały. loncik krótki, króciuteńki. piana zaczyna się toczyć. krótka wymiana zdań i stanęło na gulaszowej. bestyja się poddała cwanie, bo wie, że zupy wychodzą mi od niechcenia rewelacyjnie. tfu, przez lewe ramię, coby nie zapeszyć.
gulaszowa. sagan cały to nie zupa to poemat. sama zachwycam się smakiem, jakbym to nie ja gotowała. no bo jak to? takie dobre i ja? niemożebnie.
więc przedstawię Wam moją dzisiejszą wersję: do dużego sagana wrzucamy łyżeczkę niepoprawnego politycznie smalcu. na rozgrzany ony 1/2 kg łopatki wieprzowej pokrojonej w kostkę. i zostawiamy bez przykrycia, żeby się solidnie zrumieniła lub w mojej wersji lekko przypaliła. wszystko gulaszowe w moim wykonaniu musi mieć dymny posmak kociołka. nawet taki udawany. potem leci do tego cebula pokrojona w grubą kostkę. i gdy zaczyna się przypalać, a znów jest to wskazane, kolorek, zalewamy całość wodą. teraz dodaję soli, słodkiej papryki, chilli. ma być moc. przykrywam pokrywka i gotuję. dziś dodatkowo wycisnęłam do zupu pól tubki ostrej pasty paprykowej wegierskiej razem z Pesto Rouge. potem ziemniory, na zasadzie, albo sie ugotuja jak nalezy albo bedą głąby, co związane jest z gatunkiem kartofli. te trafione w punkt. cześć została w kremowych w smaku kawałkach część rozpadła się na proch i pył tworząc genialną zawiesistość. tak, pyrek musi być odpowiedni, biały, mączysty, a nie żółte, goowno na paszę dla świń. dopszsz, teraz czas na trochę kapusty w kawałkach, zieloną paprykę i marchew. sztuk jedna, żeby zupa nie przeszła zbyt słodkim jej smakiem. nie przeszła. słodycz została w warzywku dając fajny kontrast do reszty.
kochani, gotujcie tego sagana, posypcie natką. delicje i niebo w gębie. rozgrzewa, syci. a humor po niej wyśmienity.
smaczniastego :)
krótko i na temat w kwestii obiadu. odpowiedź mało w temacie. -ser biały. loncik krótki, króciuteńki. piana zaczyna się toczyć. krótka wymiana zdań i stanęło na gulaszowej. bestyja się poddała cwanie, bo wie, że zupy wychodzą mi od niechcenia rewelacyjnie. tfu, przez lewe ramię, coby nie zapeszyć.
gulaszowa. sagan cały to nie zupa to poemat. sama zachwycam się smakiem, jakbym to nie ja gotowała. no bo jak to? takie dobre i ja? niemożebnie.
więc przedstawię Wam moją dzisiejszą wersję: do dużego sagana wrzucamy łyżeczkę niepoprawnego politycznie smalcu. na rozgrzany ony 1/2 kg łopatki wieprzowej pokrojonej w kostkę. i zostawiamy bez przykrycia, żeby się solidnie zrumieniła lub w mojej wersji lekko przypaliła. wszystko gulaszowe w moim wykonaniu musi mieć dymny posmak kociołka. nawet taki udawany. potem leci do tego cebula pokrojona w grubą kostkę. i gdy zaczyna się przypalać, a znów jest to wskazane, kolorek, zalewamy całość wodą. teraz dodaję soli, słodkiej papryki, chilli. ma być moc. przykrywam pokrywka i gotuję. dziś dodatkowo wycisnęłam do zupu pól tubki ostrej pasty paprykowej wegierskiej razem z Pesto Rouge. potem ziemniory, na zasadzie, albo sie ugotuja jak nalezy albo bedą głąby, co związane jest z gatunkiem kartofli. te trafione w punkt. cześć została w kremowych w smaku kawałkach część rozpadła się na proch i pył tworząc genialną zawiesistość. tak, pyrek musi być odpowiedni, biały, mączysty, a nie żółte, goowno na paszę dla świń. dopszsz, teraz czas na trochę kapusty w kawałkach, zieloną paprykę i marchew. sztuk jedna, żeby zupa nie przeszła zbyt słodkim jej smakiem. nie przeszła. słodycz została w warzywku dając fajny kontrast do reszty.
kochani, gotujcie tego sagana, posypcie natką. delicje i niebo w gębie. rozgrzewa, syci. a humor po niej wyśmienity.
smaczniastego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz