środa, 17 października 2018

W biegu

Pierwsze 2 dni to był totalny chaos. tak chaos. ale się powoli układa. rano pralnia a potem góra a w zasadzie kursowanie góra-dół. jest co robić. mobilizacja. i dobrze. ruch=życie. jakby było mało to szykuje się, na razie w planach, mały kącik krawiecki. jest taka potrzeba. bo jak to w domu. coś się popruje, odpruje, coś trzeba zacerować, komuś sweterek puścił na szwie itd. trza ratować chłopaków.
Więc chyba z czasem będzie mnie w pralni mniej. ale to plany choć jest potrzeba.
w domu na razie odpuszczam ale Młąda się mobilizuje i ogarnia. nawet zupu dziś uwarzyła. pyszny kapuśniak i obrzydliwą jak dla mnie warzywną. no sory, ale na sam widok odrzuca mnie.
Pampelot zwany Pampkiem leczony był ostatnio. guz jej wyskoczył na szyi. z pewnością nie jest to ropień bo zęby ma w doskonałym stanie mimo 14 lat. rokowania lekarzy są kiepskie. nowotwór, choć ja stawiam na zapalenie ślinianki. Zobaczymy co się da zrobić u kolejnego lekarza. trzeciego. jeśli on powie - bez nadziei to  zaakceptuję. Bo to taki mój guru odzwierzęcy.
Kotu też chyba mocno to dolega bo zwykle rozmaślonym mruczandem wyrażała zadowolenie z pieszczoszek czy wzięcia na ręce a teraz jest zwyczajnie zła. ma dość, chce spokoju, chowa się po kątach.
Reszta ferajny ma się dobrze. Na razie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz