Córko z wnuczko ma przyjechać i tu problem. Nie że przyjedzie. Co to to nie. Leonidas jest uroczym brzdącem z uśmiechem czarusia. 8 miesięcy i jedyne o czy marzy to chodzenie. Więc matka pomiędzy drzemkami i karmieniem drepcze w upojeniu. Po drodze koiw cierpieniu bo zębole rosną w szalonym tempie. Jedyneczki na dole a na górze w parze 1 i 2 obok siebie. A kolejne po drugiej stronie już lezą. Jest mamoza ale niewielka.
Ale do rzeczy. Mają przyjechać. Co ogarnąć? Co odpuścić? Co robić? 🤷♀️🤦♀️
Sagany wyłażą że zlewu, brudy w łazience kipią - a proszków niet, zestaw kubków na stole w pokoju jak ze "Znaki" Mela Gibsona - bo co trasa do łóżka to z kubkiem picia na nic, a potem to zostaje - podłoga w kuchni na roboczo, szafki zawalone. Wiem, nie brzmi to ani specjalnie dramatycznie ani mocno pracochłonnie ale od czegoś trzeba zacząć a nie bardzo wiem od czego. Pewnie od podniesienia odwłoka z krzesła 😁 no i kopciuch czeka.
Szczęściem podwórko nie woła o porządki, bo bym się chyba machnęła spać żeby tego wszystkiego nie widzieć.
Kuchenkę nową/używaną dostarczył zięciu ze zwierzakiem górskim. Wstawili, podłączyli i pojechali zostawiając po sobie wspomnienie ich śmiechu.
Potomek był. Najpierw zareklamował się jak na spotkaniu o pracę, potem przez 2 godziny zarzucał mnie żalem jakie to on miał że mną potworne! Patologiczne życie. Uniosłam, zniosłam. Przeżyłam. Łza się w oku zakręciła i tyle. Co zrobić? Nic. Wsłuchać.
A czemu to? Bo już mi obrzydły wiecznee inwektywy w wiadomościach i powiedziałam że robię skreeny. Tyle. Po tym - w wiadomościach wyciągnął rękę na zgodę - zaproponował spotkanie, ucieszyłam się o durna naiwności że może w końcu, acznie być normalnie. A w realu? Miało być pięknie a wyszło jak zwykle. Mea culpa! Durna ja!
Tak się czasem nienachalnie zastanawiam, czy rzeczywiście takim potworem byłam? I chyba mam to w odwłoku. Było, minęło, czasu nie cofnę a nawet gdyby się dało to zmieniłabym może że 3% swoich działań. Z dzieciami.
Bo gdyby się dało cofnąć do 18-tki to 90%. Młoda, durna i na nieszczęście ładniutka. Taka klasyczna blonfdi wychowywana na królewnę. Nie nauczona niczego, wychowywana głównie coniedzielny i spotkaniami u dziadków. A to trochę mało i niekoniecznie dobrze.
No, ruszam ciałko i do roboty!
Jak wy ogarniacie taki systemowy nieład? Macie jakąś metodę? Bo ja mistrzem w sprzątaniu ani utrzymaniu porządku nie jestem. I chyba nie mam takich ambicji. 😁😁😁 Jak wogóle nie dowalać sobie roboty?