poniedziałek, 7 listopada 2016

czyń a pacz końca

czyli skleroza i łakomstwo = kara.
zeżarłam ostatnio pyszne pierogi z mięsem. poddjadałam pyśny chlebuś z orzechami, rodzynkami i innymi dobrami. wogle gluteniłam się na potegę. finalnie buzia wysypana pokrzywką jak u dziecka z celiakią. Dłonie swędzą miedzy palcami. czoło czerwone jak doopa szympansia. nieszczęscie po prostu.
ogólnie jakby z górki. trochę łatwiej. nawet poszlajałam się zakupowo spożywczo. dzikie czeka na obróbkę bo jakby czasu nie ma. jabłka znikają hurtowo. nabyłam takie małe, przepyszne pokurcze i wcinam nieprzytomnie. są rewelacyjne w smaku i moje pudełko na człowieka bardzo je lubi. tych ze sklepu czy marketu nie. ciekawe czemu ;) zakupowo zaczęłam też korzystać z dobrobytu netu. hurtowe zakupy kociej karmy są dobre. psie takoż. niestetyż firma pt Lokalny Rolnik nie honoruje zapłaty gotówką przy odbiorze zamówienia więc mam ból. muszę za karmą dla siebie dalej latać po bazarach.
w związku z powyższym na balkonie stoi dyżurny sagan z kaszą gryczaną. komponuję z różnymi dodatkami. w kolejce czeka kukurydziana. blech...nie lubie, ale coś jeść trzeba. szybka kanapka MUSI odejść w niepamięć. musli bez gluta drogie jak cholera. i z czym to jeść? cieczy sklepowej pt mleko sojowe, ryżowe, migdałowe nie kupię bo zawartość produktu jest znikoma i chemii do licha. no i drogie toto jak niescenście choć to głównie woda. mięso kocham i rozumiem ;) bez mięcha żyć się nie da. bez mięcha wielka bieda. więc nabywam dzikie i bazarowe. znów drogie. ale coś za coś. jakościowo przewyższa. białka o wiele więcej. łatwo przyswajalnego żelaza również i umówmy się, że nie jada się tego w hurtowych ilościach. jakość ogranicza ilość. po prostu nie da się zjeść dużo.
wapń pozyskuję z tahini. lub ze skorupek jaj. i jakoś to idzie.
mleko mogłabym, ale łaciate jest fuj a z kolei dżersejek jak na lekarstwo. bo to jedyna rasa od której mogę spożywać nabiał. na mega tłusto. no i kozie produkty.równie "tanie" co naturalnie niedostępne.
taka kolej losu że pudełko na człowieka się zbuntowało.

 buty powinnam sobie nabyć. takie zimowe. tylko gdzie i jakie? badziewia chińskiego nie chcę. rzemieślnicy to cenowe zabójstwo, zresztą gdzie znaleźć szewca z prawdziwego zdarzenia? ktoś zna? chciałabym butki na grubej podeszwie, oporne na poślizgi, z furtówką w środku. skórzane. kolor doskonale obojętny. a skończy się pewnie na prawie babciowych papuciach bazarowych z filcem :D z rzeczy niezbędnych do nabycia to skarpety wełniane. jedynie słuszne na zimę. bawełna i plastiki odpadają w przedbiegach.

czeka mnie rozpustna końcówka tygodnia. 3 dni wolnego. szaleństwo. może ruszę w końcu łazienkę? planów mam w głowie tysiące, ale ulotne jak mgła. pojawiają się i znikają przysypane codziennością. czas, czas to taki bezwzględny ogranicznik. a prace domowe to niekończąca się historia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz