piątek, 19 maja 2023

Luxusy i przydasie

 Nabyłam zmywarkę. Dla mnie to luxus i konieczność życiowa albowiem kręgosłup już nie ten i stanie przy zlewie czy siedzenie z rękoma wyciągniętymi przed siebie jest dosyć bolesne. Bywa.

Luxus jest ale nie płucze jak trzeba. Więc eksperymentalnie wrzuciłam program brudne sagany bez tabletki i o radości, wszystko pięknie domyte bez jakiejkolwiek chemii. 

Kolejnym jest Snow. Robot domowy. Pizga po podłodze z prędkością żółwia, nie jest zbyt dokładny, ale kto by się tym przejmował w obliczu luxusu jakim jest brak bólu. 

I o by było tyle z rozpusty. Reszta to przydasie jak wkrętarka - nagroda Nobla dla wynalazcy, klucze ampulowe- j.w., sakwy na rower.

W ogródku mam 3 grządki podwyższone zrobione z den po tapczanach. Starych, wysiedzianych, beznadziejnych. Góra poleciała na gabaryty a dół pięknie wypełniony ziemią doskonale spełnia swoją rolę. Grządeczki jak złoto. Szybkie i łatwe do realizacji. 

Czeka mnie jeszcze kopanie rowu pod rury od orynnowania do starego, bardzo pojemnego, nie używanego już szmba. Będę zbierać deszczówkę. Oczywiste że zostanie zasiedlone odpowiednimi bakteriami. Tylko co z detergentami, które niegdyś tam spływały. Ma ktoś z tym doświadczenie?

No i odwodnienie przy furtce muszę zrobić. Zawsze jest tam woda po i w czasie deszczu bo poziom ulicy podniesiono i jakie 30 cm i czasem coś spłynie. 

Odrestaurowywał ktoś z Was stare ceglane ściany zewnętrzne i tynki? Mam pomysł żeby je wzmocnić klejem głęboko penetrującym..a potem grunt i zarzucić ubytki tynkiem..jak myślicie, uda się? Czy też od razu grunt razem z klejem?

Sorry, ale wciąż jestem na etapie remontu, tylko tym razem już sama sobą. Mam dość fachofcuf. Jedno zrobią, inne zawalą, a butelki i puszki po % znajduję do dziś w różnych dziwnych miejscach. 

Remontuję dom dziadków a mieszkam w pociotkowym. W luxusach pławi się mama z Młądą, ja integruję się z padniętym już chyba grzybem, choć na ścianach przy oknie dalej czarno. Powoli i to zlikwiduję. Powoli. 

No i tak se żyję jako rentierka zusowa. Powoli, z przerwami na odpoczynki i obowiązkowym leżakowaniem w południe bom w ostatnich latach ranny ptaszek. 3-4 rano to dla mnie standard na wstawanie. Wciąż na terapii, z dołami i górkami i niefajnymi myślami. W cholernym stresie pokowidowym a teraz ukro- ruskim. Na szczęście bez potwornego wewnętrznego przymusu jak 4 lata temu - muszę, muszę, muszę - tysiąc rzeczy na raz. Ten koszmarny ciężar skąsł i jakby ulga duża przyszła. Ufff

Niestety, dalej mam swoje jazdy z paniką. Nie polecam nikomu. Pierniczy mi się w głowie. Mylę terminy, zapominam mnóstwo rzeczy. Dosyć to uciążliwe ale na życie nie ma rady. Tak jak i na upływający czas i starość, która zbliża się dużymi krokami. W sumie to już jestem stara. Nie wiekowa a stara. Trudno się z tym godzić, ale nie ma wyjścia. Każdy wiek ma swoje uroki, trzeba je umieć znaleźć. 


środa, 17 maja 2023

Makajonik, Gruzja i przypadki

 OMg! Wieki niemal minęły id ostatniego posta. Był zachłyst werwą budowlańców. Był. Niemal do uduszenia. Bo ja że żyję to cud i Łaska Boża i tego biendego Janioła co strużówkę ma w moich okolicach. On już totalnie osiwiał. I nic przed sądem Najwyższego mnie nie uchroni, bo takich kfiatów polskich w tonacji przeróżnej nikt nigdy z mojego otoczenia z ust mych korali nie słyszał. A wszystko przeplatane atakami histerii, załamań nerwowych, interwencji policji i komentarzy sąsiadów- zabiłbym stsynów. 

A cóż ci biedacy winni. Najpierw byli majstezy od wymiany rynien. Kiedy mi szefu rzucił 50000 a potem 70000 myślałam że najpierw padnę na zawał a potem go z ekipą zabiję. Skończyło się wezwaniem policji. Dostali tyle ile się należało i zniknęli mi z horyzontu. 

Kolejny był monter od pieca. Wyszczekał robociznę w wysokości wartości pieca. Bliska byłam przegryzienia mu gardła. Zarobił znajomy hydraulik i ekipa pijaczków. Kamień z serca spadł. Nie zamarzniemy. Po czym ceny pelletu poszybowały pod niebiosa a wraz z nimi moje ciśnienie. 

Rzutem na taśmę udało mi się kupić opał w miarę dobrej cenie. Ale mocno już zawyżonej. 

Potem był dekarz co to klejące części papy odcinał i mocował ją na farmery. 

Ekipa robiąca podłogi pomyliła się w poziomach tak z 5 cm. Nie mam lampki na domu bo elektryk nie wiedział do czego kabel i go odciął. Nie mam wyciągu w łazience, bo monterowi było za dużo kabli i gdzieś mu zaginął w akcji. Nie mam dzwonka przy furtce bo ekipa ukryła skutecznie kabel do niego. Nie miałabym górnego oświetlenia w pokoju, bo panowie zasłonili go gk. Nie mam....ech...nie mam mnóstwa rzeczy ale mam w końcu święty spokój. Umowa nie dotrzymana. Faktury za robotę nie mam. Za to szefcio ma ładne wspomnienia z Sardynii czy gdzieś tam.  

W każdym razie jestem przekonana, że to że przeżyłam ten armagedon to cud. Inaczej tego nie widzę. Koszty? Nie pytajcie. Na tę całą bandę z czystym sumieniem nie poleciłabym nikogo. Ni ko go!

W każdym razie żyję. Nie zwariowałam do końca choć byłam blisko. Jako przerywniki będę dopisywać co mi się jeszcze przypomni .

A! Na jesieni podłączyłam się do kanalizacji. Ogródek został zdemolowany na maxa. Ale poko. Ma się już dobrze. Szczególnie jodły. 20 lat skubane nie rosły a teraz pizgają w górę jak wściekłe. 

Wrzuciłabym fotki ale mózg jest totalnie niekompatybilny z bloggerem i tymi nowymi telefonami. Więc sory. 

Kopa mi wskoczyla na plecki i dostałam sporo newsów zdrowotnych. Mam astygmatyzm. Trochę późno na to🤦, krzywą przegrodę nosową- już teraz rozumiem, czemu z otwartą paszczą łażę i hit życia. Coś co mną zamiotło - jestem uczulona na koty, psy, roztocza, roztocza mąki, jakiejsik grzyby. Jutro testy pokarmowe. Już mam zaciesz. 

Te uczulenia to tak jakby w parze z groomingiem. Cnie?🤣🤣🤣

A! W niedzielę byłam w gruzji. To takue miejsce na mapie mojej działki, gdzie budowlańcy zrzucali cały chłam. Głównie gruz. I ten gruz z pierworodną wydłubywałyśmy w celu miejscowego utwardzenia i podniesienia gruntu pod podjazd do garażu. Było zabawnie bo gruzja to ulubiony sracz moich psów. Szczęściem tuż rośnie bez, więc tłumił pewne odory. 

# nie dokończyli orynnowania. Woda radośnie leje mi się po ścianie i grzyb ma cudne warunki do rozwoju. 

Wnuczka mam. To wiecie. Dziadu skończył już 3 lata. Śliczny jak z obrazków Bożonarodzeniowych. Jasne loczki jak aureolka otaczają łepetynę. Bystre ślepia łypią na prawo i lewo. I tylko widać jak miriady komórek w łepetynie zderzają się ze sobą. I zaraza nie wie co robić. Złapie za jedno, puści. Leci do drugiej rzeczy. Łypie okiem na kolejną. Co on ma w zadku i czym jest napędzany, na jakim tajemnym paliwie śmiga, to ja nie wiem. Bo żreć to nie chce. Chce cycować. Cyc dobry na wszystko. Bułeczka z szyneczką - ble! Zupa mleczna- jw. Kurczaczek - jw. I tak generalnie ze wszystkim. Tylko żytko ma makajonik. Makajonik na śniadanie, obiad i kolację. W przerwach zeżre loda, którego z desperacji dostaje, byleby tylko coś zeżor. Żelki też ujdą. Czasem pajówka. Wszystko co świeże i z ziemi wyrosłe jest fuj. Buraczkom przygląda się podejrzliwe. Świętem jest gdy zje coś normalnego. Ale to dziecko blokowo/ przedszkolne, więc mnie to nie dziwi, choć irytuje. Po 2 dniach spędzonych na działce, od rana do wieczora na podwórku i ciągle w ruchu, bez tv i durnobaj, zasypiał w locie 

i na południową drzemkę i wieczorem. I sam zaczął żądać jadła. 

Ostatnio polubił fjitki. 🥵

Ja z kolei ryję w działce. Sezon na ciepło trwa krótko. 3 miesiące?

# nie mam progu w drzwiach z wiatrolapu do pokoju ani klamek. Lajzy nie założyli. 

# ukladanie paneli sama kończylam. 

A jak działka to ma być ładnie. 

Do szału mnie doprowadzał widok pojemników na śmieci przed domem. Więc zrobiłam im miejsce za domem. Wykorzystałam gruz i stare, dobre cegły. Narobiłam się jak wół, ale warto było. Cegłami, w różnych kolorach wybrukowałam przestrzeń między oboma domami. Wygląda to deko jak sen wariata, ale przynajmniej nie tarzam się w piasku i błocie. 

Dziś w ramach relaxu miałam orzecznika od niepełnosprawności. Bo poprzedniemu orzeczeniu skończył się termin ważności. Ciekawa jestem z jakim terminem będzie o ile dostanę. Jak na rok, to ich śmiechem i wkurwem zastrzelę. 

Kupiłam procę, żeby strzelać do łajz. Ale chyba będę trenować na ulicznych latarniach. Z pomarańczowego oświetlenia zmienili lampy na huk wi jakie. W każdym razie wieczorem ulica wygląda jak z horroru. Sino- niebieski tuman pokrywa wszystko. Brrrr... I te ogromne kondensatory....gdybym mogła, to spierniczyłabym gdziebądź, byle dalej od tego sprzętu. Ale się nie da. Trwa wyścig między mną a matką , która prędzej kipnie, tfu...., która dłużej pożyje. Stawiam że ona. Bo to caryca,  cysarzyca, co ma klawe życie.