sobota, 17 listopada 2018

Wirus

Dopadł mnie. ponoć.
Tak orzekła doktor.
Tydzień zwolnienia i kurowanie się metodami domowymi, które nawiasem mówiąc, żadnych efektów nie przynosiły. jeno gorzej było. bo ani p/przyziębieniowe, ani syropki, ani wapno ani inne inszości nie pomagały.
A ja chorować niemawidzę.
Wystarczą mi zgruchmolone raciczki i deprecha.
Więc uprzejmie poprosiłam o antybiotyk. o to zuo, o ta trucizna, o te potworne mzimu.
Dochtorowa niechętnie, ostrzegając przed nadmiernym spożyciem onych - one spożywałam kilka lat temu; czy to nadmierne? -przepisała.
Znając swoją psychikę postanowiłam nie czytać ulotki i to był dobry wybór.
Medykament działa - węzły chłonne zmalały, dorknięcie gardła nie powoduje uczucia duszenia czyli jest postęp i to po jednym dniu łykania leku.
A że kaszlę?, kicham jak nieprzymierzając Julka, z nagła i z rozrzutem, to cóż? wszystko jest po coś 😉
Nastrój uległ zdecydowanej poprawie. też.
Idzie ku dobremu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz