wtorek, 29 lipca 2014

Coś? Ktoś?

Parafrazując klasyczkę - moje życie jest przeraźliwie nudne.
Wstaję, kawusie, fajeczki, pętam sie po domu z różną prędkością w zależności od samopoczucia, które w dużej  mierze z kolei zależy od aury. Na 2-3 dni przed ulewą mogłabym czołem gwoździe wbijać w stół gdy przy nim siedzę. Po kilku kawach, zielonej herbacie.
Czerep sam intensywnie grawituje. Kadłub spływa jak galareta. Więc jeśli zdołam przemieszczam się na wyrko i odpływam.
Poczatkowe dni upałów jak i te dalsze, szczególnie po intensywnych opadach, gdy powietrze to gorąca zawiesina walą mnie totalnie. Kilka kroków i wymiękam. Padam na godzinę, podnoszę zewłok, kilka kroków i znów padaczka.
Szczerze zazdroszczę i podziwiam wszystkich którzy są w stanie i pracują w tym skwarze.
I sumienie na dodatek gryzie mnie nienachalnie, ale jednak.
Bo nie zarabiam pieniędzy, nie dokładam się, nie mam zajętego twórczo czasu przez te 8 godzin + dojazdy.
I nie potrafię już rządzić się kasą. Bo ciągle mi nie styka. Mam jakieś durne fanaberie. Np. pierwszy raz w tym sezonie nabyłam jakieś pożeczki( dla Mamy, ona kocha tę kwasicę), kilka brzoskwiń - 4zł kg, kilka jabłek. I po co? Po co? To było gupie. Bo zabrakło na inne potrzeby. I znów pocisnęłam córę. I gupio mi i wstyd. I gryzie mnie i gniecie. Chleb, kasze i woda. Dla mnie. Kto nie pracuje nie żre, nie pije, nie pali.
I w domu też nie szaleję na miotle. W związku z tym wiecznie w niedoborze, wiecznie pożyczkowo. Bóg zapłać za sąsiadów i córki + mać, bo byłoby cienko a raczej nul. Prawie. Bo jednak coś tam zarabiam, ale ... mało, ciągle mało.
Obcykane mam najtańsze pokarmy i potrawy. Umiejętności kulinarne zanikają nie używane. Choć popełniłam wczoraj pychotę. Kaloryczne to było jak nieszczęście, słodko-kwaśne. Ale jakie loble!

A więc:
Nabyte na wyprzedaży 2 kubasy śmietany 18%+cukier+rozpuszczona żelatyna wymiąchane w mikserze. Przelane do pojemnika i wstawione do lodówki stężały w godzinkę. Potem tylko miseczki, galareta+sok żurawinowy i zgon z rozkoszy. O Mamo! ( akcentując jak Merida) - jakie to dobre :)
Zastanawiam się nad innymi wariacjami, bardziej wytrawnymi. Ze względu na pogodę. I na kalorie.
Ciekawe jak wchodziłaby galareta ze śledzia? hi hi hi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz