piątek, 23 sierpnia 2019

Miłym być

Ostatnio Babelot często że mną posiaduje w Berdyczowie. Bo cieplej, sucho, nie ma czarnej zarazy na ścianach. I lubi sobie pogawędzić.
I było spoko. Do wczoraj.
Tematy nieco poważniejsze i pierdut. Rypło. Szczególnie że Babelot popłynął na fali Słowackiego czyli - smutno mi Boże bo mam ciężkie życie. A kto ma lekkie?
I zero pozytywów.
Od wczoraj znów pogo. Nawet w pozycji horyzontalnej. I od rana to samo. Czyli dziś. W mniejszym nasileniu ale jednak.
Gdyby nie wczorajszą hydroxyzina to nie wiem co by było.
Serce przy tym mi siada, stawy. Bo to idzie po całym człowieku. Siada głos.
Puściły mi nerwy. Wydarłam się na Nią. Czy zadowolona, czy grzebanie w goownie jest takie dobre? A jeśli chce mnie dobić to zapraszam może przyjść i dalej ryć mi psychikę.
Zamilkła. Robi swoje. Obrażona.
A ja już nie wiem co robić. Sama myśl o Niej przyprawia mnie o drgawki. Chyba potrzeba czasu.
Mam być silna. Dla siebie. Dla Młądej. Matki.
Tylko jak? Jak sama ledwo siebie ogarniam.
Młąda zła na mnie, na moją chorobę. Bo została sama z Warszawą. Bo nie ma pod ręką mnie, która pokieruje, coś zrobi, ugotuje.
O wsparciu tak szumnie zalecanym przez lekarzy przez rodzinę, nie ma co mówić. Każdy ma swoje życie, problemy.
Jakoś trzeba żyć, trwać, coś robić by nie myśleć. I zamków na piasku nie budować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz