wtorek, 31 lipca 2012

Wakacje w PRL-u

Tak wyglada dziś zjeżdżalnia dla maluchów na Skrze :/ ( fota znaleziona w necie )

Rzut beretem od mojego domu był zespół basenów i stadion Skra.

Basen w wakacje zapewniał moc rozrywek. Pomijam to, że był miejscem spotkań mamuś z bachorkami, flirtów i ogólnej rekreacji.

Dla mnie osobiście stanowił raj. Za niewilkie - bo Mamusiowe - pieniądze.

W czasie wakacji umawialismy się pod czyimś blokiem i grupą, obładowani kocami, ręcznikami, olejkami do opalania maszerowaliśmy na Skrę.

Rozkładaliśmy manele i fruuu do wody. Takie tam nudne pływanie w te i nazad nie wchodziło w grę. No, owszem dla rozrywki, odmiany i popisania się trochę żabki i crawla było. Ambitniejsi próbowali motylka, ale wysiłki były żałosne. Zresztą nikt od nikogo nie wymagał miszczostwa. Skoki ze słupka na główkę przeważnie kończyły się boleśnie :DD Na bombę nikt nawet nie próbował, bo było to pójście na łatwiznę.

Rej wiodły różnej maści zawody. Kto dłużej wytrzyma pod wodą, kto dalej popłynie przy samym dnie. Pluskaliśmy się jak delfiny kręcęc kółka, nurkując po różne fanty, stając na rękach. Karnie w kolejce czekaliśmy na zjeżdżalnię.

Zmarznięci, z oczami czerwonymi od chloru wygrzewaliśmy się na kocach grając w ciupy, tysiaka, remika.

WSZYSCY wyjeżdżali na kolonie lub obozy. Obładowani plecakami i walizami, odprowadzani przez rodziców znikali na 3 tygodnie w czeluściach autokarów i pociągów by wyłonić się z nich w innych okolicznościach przyrody.

Większość też w różnych terminach wyjeżdżała z rodzicami. Mnie się trafiał Kołobrzeg - FWP ( Fundusz Wczasów Pracowniczych ),

Polanica ( Wczasy lecznicze dla Mamy a ja na przyczepkę na dostawce ).

Pomiędzy turnusami dzieciaki same organizowały sobie czas. W upały był basen, w pochmurne dni ganialiśmy po Polu Mokotowskim, wtedy jeszcze dzikim, nieogarniętym. Dla nas to było super :D Bawiliśmy się w indian, podchody lub zwyczajnie szlajaliśmy sie z psami z oczami dokoła głowy, bo zboków nie brakowało. Łazilismy po drzewach oraz chodziliśmy na pańszczyznę na pobliskie ogródki działkowe. Krzyż pański mieli z nami.

I czytalismy, czytaliśmy, czytaliśmy. Zarażeni, zainfekowani książkomanią. Ten kto nie miał przynajmniej dwóch kart bibilotecznych wypełnionych od deski do deski nie liczył się. A przeca każdy miał w domu sporą biblioteczkę prywatną.

Kolekcjonowaliśmy też różne duperszwance. Nalepki na zapałki, obrazki z Donaldów, ubranka ( papierowe ) do papierowych laleczek, papierowe serwetki. Wymienialiśmy się znaczkami, kartami pocztowymi.

Szaleliśmy na rowerach i wrotkach. Korzystaliśmy też z najdziwniejszych placów zabaw jakie udało mi się spotkać. Projektant osiedla wymyślił - zresztą słusznie, znając możliwości dzieci i młodzieży - betonowo, żeliwne place zabaw. Ten pod moimi oknami ma piaskownicę, drabinki, mini sciankę wsinaczkową. Można na nim ćwiczyć ( uważnie) zwisy i inne akrobacje. Obok zaprojektował nawet cóś w rodzaju baseniku z trampoliną. Wiadomo, zawsze był pełen piasku. A tak na marginesie to te piaskownice robiły za kuwety dla dzikich kotów, których było w tamtych latach mnóstwo. Robiąc babki z biasku zawsze się trafiało na kocie bobki. :p
A zimą też nudno nie było. Normalni, nie poryci jak dziś dozorcy szkolni, przy pomocy roślejszych chłopaków robili lodowisko na boisku szkolnym. Całkiem niedaleko była Stodoła, za nią mocno podupadły stadionik i tam też była ślizgawka. Ale już taka wypasiona. Z oświetleniem, muzyką i nawet wypożyczalnią łyżew.

Była górka do zjeżdżania dla maluchów i większa ( tyż zaprojektowana architektem ) na osiedlu. Ech... dopiero jak to piszę doceniam tę infrastrukturę. Bo w zasadzie w każdym miejscu osiedla znajdowały się jakieś ustrojstwa do zabawy.

Przemieszczając się po nim zawsze się na coś trafiło.

Pan architekt, którego wszyscy ślą w otchłanie piekielne za metraż i rozplanowanie mieszkań nie zapomniał tez o dorosłych. Na końcu i początku osiedla znajdują się (oczywiście) betonowe jakby koła z zainstalowanymi siedziskami i betonowymi okrągłymi stołami.

Betonowe są trzepaki i śmietniki. A wszystko w otoczeniu szalejącej zieleni.
Szkoda, że zarząd osiedla nie dba o to. Siedziska pomimo upływu lat-ponad 40- mają się dobrze. ale niekonserwowane w końcu się rozpadną.
        To Forteca. Kłębiły się kiedyś w niej, na niej stada dzieciaków. Były różne akrobacje. Budowla robiła też za sklepik, piskownicę dla starszych i młodszych. Ganialiśmy się po niej bawiąc w berka. No! działo sie :D W głebi ten niby basenik z trampoliną ( już nieistniejącą ). A ta betonowa ścianka po lewej świetnie sprawdzała się przy akrobacjach rowerowych. Tylko dla miszczów :p Gamonie obijały sie o beton. Wszyscy żyja i maja sie dobrze :DDD

Podobno sa plany wyburzenia tych kinder-placów. Ich funkcja z czysto użytkowej została zmieniona na h*** wie co? Obsadzone pnączmi i kolczastymi krzewami maja odstraszać dzieci i młodzież. Słowo! Tak rzecze .... Jak dla mnie to już zabytek , powinien być chroniony i powinna mu zostać przywrócona pierwotna funkcja.

Na dzień dzisiejszy na osiedlu nie ma ani jednej piaskownicy, żadnego placu zabaw. Karuzele szlag trafił, huśtawka się ( sama :)) zdezelowała i została relegowana na złom. Dzieci, jeśli się pojawią to tylko na chwilę i znikają. Nie mają co robić.

No i tak. Miało być wakacyjnie a skończyło się jak zwykle :p

4 komentarze:

  1. Mnie też boli, jak te wszystkie sprzęty, ławki, parki i niedrogie baseny niszczeją i nikt nie dba o ich konserwację. W mojej okolicy na szczęście lepiej to wygląda, ale różnica jest taka, że kiedyś tu nie było nic, a teraz się pojawiają te place zabaw. A o nowe łatwiej się dba.
    Na basen też chodziłam latem - ale ja głównie sama poopalać się albo popływać.
    A i tak pływałam najchętniej na jeziorach.
    Może dlatego, że w karty nie gram a pływać i to dłużej, a nie się pluskać, lubiłam zawsze :)
    Pluskanie mnie nudziło, poza tym jakoś nie mogłam na ten basen dobrać odpowiedniej paczki.
    No i wiele czasu spędzałam na obozach sportowych, to czasu nie było.
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Owym postem lze wycisnelas z mego oka, na wspomnienie Warszawy lat PRL-u. Ech, to byly czasy...

    OdpowiedzUsuń
  3. u mnie też był podobny obiekt zza komuny, ale teraz ruina

    szkoda

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieciom nawet beton wystarczy, by wyzwolić wyobraźnię i aktywność, a po latach tyle wspomnień...

    OdpowiedzUsuń