środa, 10 czerwca 2020

Wiecznie pytania

Nie że mnie się pytają. Ja siebie pytam.
Dlaczego?
O tysiące rzeczy, spraw, ludzi.
Dlaczego?
Nic to. Odpowiedzi przychodzą i nie cieszą. Może złe "dlaczego" stawiam.
Nic to. Żyję. Wyłażą że mnie demony dawnego i tego życia. Stawanie w prawdzie boli.
Nic to.
Walka ze sobą, materią. Tym co w środku.
Nic to. Jest proza najbardziej prozaiczna na świecie. Żygający 4 raz pies, który ledwo odratowany wczoraj, z drgawek, gorączki - dziś zachęcony wyszedł na siusiu. Szedł przytulony do mojej nogi. To zobowiązuje. Pełznący resztką sił w niewielkim ciałku na kolana, to zobowiązuje.
Kiedy na gest, słowo rzuca wszystko i wiernie patrzy w oczy to wiem, że jestem kimś mega ważnym dla niego i nie mogę zawalić.
I to przeniesienie - czy jeszcze jest ktoś poza zwierzakami, kto tak mi ufa, kto czeka. Matka. Której wybaczyłam i to czego jeszcze nie zrobiła, bo wiem, że się nie zmieni. Wiecznie zapatrzona w siebie, gotowa sprzedać, kupić, zrobić wszystko by nie być samą, gotowa do każdej podłej manipulacji, działająca na zasadzie " a ty krzycz choć ci nic". Wypominająca cokolwiek zrobiła. Oczekującą by być na każde żądanie. Tworząca wokół siebie nimb męczennicy. Tylko ona, ta jedna jedyna na świecie pracowała, opiekowała się wnukami 🤮🤮🤮🤮
Ona święta a na jej tle ja. Nic. Zero. Bez osiągnięć, sukcesów które mi zaplanowała  więc sruuu, goowno córko, ja ci pokarzę. Zapierdalaj, wykańczaj się, służ na dwóch łapkach a ja będę rządzić i karać. Despotyczna, bez uczuć, empatii. Skrajnie egoistyczna. Wiecznie w pretensji do całego świata, skrzywdzona przez świat cały i podłych ludzi. Oto ona. Wiecznie nieszczęśliwa, skrzywiona jak maszkarony wawelskie gdy pojawia się Młąda, promieniejąca gdy ta znika w Warszawie. I oczekującą, że w mgnieniu oka powróci kamractwo i bliskość że mną. Do powrotu M. Że tak będziemy się bawić.
Nigdy matko, przenigdy już.
Już dość. Nie będę grała w twoją grę.
Okrutną i tylko do twojej bramki.
To nieuczciwe.
Przez lata gnoiłaś mnie i moje dzieci. Ryłaś psychiki bezwzględnie bez zastanowienia.
Pobite gary.
Przegrałaś.
Na Polu zostałaś ty i ja. Krzywdząca i krzywdzona. Raczej krzywdzone. Dwie. Bo i Młąda. I co teraz?
Jak być człowiekiem.
Jak zachować twarz, której już nie ma?
Jak podnieść się z kolan.
Jak milczeć by nie krzyczeć krzywd?
Nie da się.
Pękam.
Wybaczyłam ale nie mogę odzonaczyć, od widzieć, odsłyszeć. Oduczuciowić się. Wyzbyć się tego błota, szlamu. Tej mierzwy, którą od lat jestem obrzucana.
Praywie 60 lat życia w niedoskonałości. Nie da się odżyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz