niedziela, 2 kwietnia 2017

żyję

pierworodnia nie pozwoliła na bezżarcie. podrzuciła kaskę. będzie na dojazd do roboty. a tam, dać z siebie wszystko.
młoda nabija się ze mnie, że miałam nie jeść.
w zasadzie, nie ma powodu, dla mnie samej, bym dalej istniała, jeśli nie znajdę pracy. społecznie jestem w takim momencie całkowicie bezużyteczna, a siedzieć dzieciom, wg wersji maci, na dożyciu, to średnia przyjemnosć. i dla nich i dla mnie.
w każdym razie jakoś ogarniam.
mobilizuję się.
starym trybem-cycki w górę i do przodu!
julianna, kocia perska, ma w końcu odpowiednie jedzenie.. stare to, zęby ma w rozproszeniu i w kiepskim stanie. trzeba karmić, i to dobrze. broń buk suchą karmą. mokrą.
mydła na dzień dzisiejszy odłożyłam ad kosz. priorytety. najpierw micha a potem inne inszości.
sagan rosołu uwarzony, koteły zmielone, buraczki ugotowane. zupa pokrzywowa pożarta. czas na wyprawę po nową.
no i po korę sosny z całą resztą. macerat z niej chcę zrobić. dobre to.
to naturalny lek p/nowotworowy. warto go mieć  na wszelki wypadek.
 kwiatki fiołka skropione alkoholem, zapach utrwalony. teraz tylko dodać oliwkę i będzie pachnidełko :D
ech... nie ma to tamto. nóżkami trzeba przebierać, samo ni przyjdzie. a pogoda idealna na zielarskie wyprawy. wczoraj na balkonie było 35C w słońcu. upał formalnie proszę państwa.
idźcie do parku, w pole, do lasy.
zbierajcie dobro. ale rozsądnie. po troszku z jednego miejsca.
kłusownikom zielarskim mówimy NIE!
i sprawdzajcie, czy roślinki sa pod ochroną i jaką. czasem roślina jest pod cześciową ochroną, ale jest niezbędna dla żyjątek i innych zielonek rosnących w okolicy.
 wiec działajmy rozważnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz