patrzę przez zaropiałe, brudne okna na bezchmurne niebo. wiem, że po drugiej stronie plam, kropek i kurzu jest błękit poranka. uchylam okno i cała ohyda znika.
wkurzający orzech wali mi po oczach świeżą zielenią, obok zgaszony świerk zbyt szybko pnie się w górę.
luksusowy bo mój, ale z dolnej półki,oczyszczacz powietrza buczy usypiająco po nocy i odkurzaniu o świcie. trzeba przeczyścić powietrze, inaczej znów będę płuca wypluwać. lata mojego otępienia umysłowego skutkowały bezsensownym wdychaniem sterydu na POChP. ja TYLKO mam alergię. na domowe roztocza, grzybki, pleśnie, psy, koty i pare innych. i nietolerancje pokarmowe. np na żyto i pszenicę.
domyślałam się tego, ale teraz po zabezpieczeniu podstawowych potrzeb, mam trochę czasu dla siebie, poza tym rok czekałam na wizytę u pulmonologa, ale teraz wiem na 100%. jestem trochę zdezorientowana pokarmowo. powoli ogarniam temat jadła bo i na wieprzki źle reaguję, na kuraki i krówki. zostało mi tylko luksusowe mięsko, rybki - wcale nie tanie, ryż, gryczana - od której mnie odrzuca, kasza kukurydziana - którą uwielbiam, pyrki i warzywka. ale i to nie wszystkie, tak jak i owoce. ta dieta eliminacyjna ma dużo plusów. nie bolą mnie stawy. nie bolą mnie jelita. nie mam bezustannych mdłości, które męczyły mnie przez całe lata.
więc karmię się luksusowo, oddycham przerobionym powietrzem, płuc nie wypluwam - i skończyło się marudzenie że mam kaszel palacza. nie mam, mimo dziesiątek lat palenia. bo i odizolowałam się od naszych zwierzaków. kontakt z nimi wywołuje kaszel, duszność i uczucie ściśnięcia płuc jak w ciasnym gorsecie. masakra.
ja tam uważam że fajki mi nie szkodzą i tego się trzymam.
lekarze nic nie mówią o szkodliwości, za to ich zdanie co do odstawienia papierosów jest różne. kardiolog nakazuje natentychmiastowe rzucenie, psychiatra, pulmonolog ze względu na deprechę odradzają. większość górą, jak w demokracji.
co tam dalej z tymi luksusami? mam daszek między budynkami a pod daszkiem kanapę. w ubiegłym roku gdy nie miałam jeszcze oczyszczacza latem spałam pod nim. nie był to najszczęśliwszy pomysł, bo akurat trwał remont i wszędzie było pełno pyłu ale przetrwałam.
no i odkrycie stulecia. mam padaczkę. to moje pogo to nie, jak to określała psycholog, wyłażące strasy, tylko padaczka. jak to powiedziała pani neurolog, "udało się ją uchwycić" na eeg.na dodatek, to jest mój domysł, podwójnego rodzaju. miokloniczną - od zawsze, tylko z bardzo rzadkimi epizodami i skroniową. tę druga trochę ogarniam bo wiem kiedy się zbliża, mioklonicznej ni w ząb. teraz jest dużo lepiej, bo te 4 lata temu to pizgało mną bezustannie i pomimo wielu spotkań z wieloma lekarzami, żaden nie wpadł na pomysł że to może być padaczka.
tak więc rytm i styl życja narzuca mi alergia i wyżej wymieniona.staram się oszczędzać, ale nie bardzo się da. kiedy nie zapomnę, to leżakuję w ciągu dnia.
dzień mi mija na podlewaniu ogródków, nienachalnym sprzątaniu, wyjazdach na rowerze. trochę pogram na kompie, poogladam yutuberów, coś podejrzę, podpatrzę, ktoś mnie czymś zmotywuje, rozbawi. do Kościoła nie chadzam. za głośno, za dużo ludzi. potem padaka. zazdraszczam tym którzy mogą. to dobre miejsce. i msza jest dobra.
byłam czas jakiś temu na komisji ds orzekania o niepełnosprawności. było śmiesznie. pani doktor troszkę się zdziwiła na widok mojej kartoteki zdrowotnej. czytała, pytała. a asystentka co jakiś czas - to już wystarczy. no i kolejne 3 lata - niepełnosprawność w stopniu umiarkowanym. wskazana wszelka, wymieniona tam pomoc. gopsów, terapii itd, a wiadomo jak to u mas wygląda. ale po asystentkę wystąpię. potrzebuję kogoś z zewnątrz, kto by mnie trochę ogarnał..
ok. jest 5,05. idę się trochę zdrzemnąć bo do północy nie śpię.